Trzecie picie (leżakowany):
Z wielką nadzieją oczekiwałem dnia, w którym w końcu będę mógł otworzyć komesowego portera bałtyckiego. W końcu złoty medal European Beer Star zobowiązuje a wersja świeża nie za bardzo pod miejsce na podium mi pasowała. Okazje do wypicia są dwie, kupiłem jakiś czas temu komesowego portera w edycji limitowanej (z korkiem) więc to on teraz leżakuje w piwnicy. Drugim bodźcem jest pogoda, chłodno się zrobiło ostatnio a jak wszyscy piwosze wiedzą na rozgrzanie najlepsze czarne złoto.
Pojechałem specjalnie na działkę, co by jeszcze bardziej wzmocnić uczucie chłodu. Butelka owego Komesa dopiero co straciła ważność (leżakowana bodajże ponad rok) co według metryczki na kontretykiecie powinno dać nam piwo "wytrawne i złożone". Jak widzicie na zdjęciu butelczyna musiała stoczyć jakieś boje w piwnicy bo etykieta cała rozdarta jest. Pewnie walczyły wraz z żywieckim porterem o prawo wypicia... w sumie to Żywiec leży tam dłużej więc chyba i na niego przyszła pora. Wracając jednak do Komesa, wygląd mu się poprawił wraz z wiekiem. Piana ładna, zbita dość fajnie i żywot ma na pewno dłuższy niż wcześniej. Kolor trunku pozostał czarny jak myśli Bronka po wyborach.
Usiadłem sobie wygodnie na ławeczce i zacząłem wąchać. Aromat dość intensywny, myślałem że osłabnie po takim czasie. Z palonej kawy zostały zaledwie resztki ale jej miejsce zajęły suszone owoce, głównie śliwka z rodzynkami ale to nie one są najlepszą rzeczą w aromacie. Profil alkoholowy przebył kompletną restrukturyzację, i nie mam na myśli takiej jak to robią na naszej scenie politycznej (nowe logo i nazwa a ludzie i przekręty te same). Z początku myślałem, że jest to szlachetniejszy likier ale po lekkim ogrzaniu wyszło szydło z worka. Czerwone wino jak nic, jest też najmocniejszą składową zapaszku. Dobrze wiecie, że nie lubię wina ale w tym przypadku całość tworzy cholernie fajną kompozycję. Pierwszy łyk i lekkie zdziwienie, straciło trochę ciała. Nie jest już takie wypychające i stało się wręcz aksamitne w odczuciu. Jest lekka paloność lecz robi bardziej za preludium przed kawą. Ta mocarna i wyśmienita zarazem skrywa w sobie owoce, suszoną śliwkę i wiśnię w intensywnym, miłosnym uścisku. Dołącza do nich mocno rozgrzewający alkohol, tym razem pod postacią likieru. Gdy już się zacząłem do jego słodkości przyzwyczajać znowu zaatakowała kawa, tym razem wyraźnie palona, z delikatną goryczką. Finisz to już delikatna kawusia, zanika płynnie a człowiek krzyczy w myślach: "więcej!". Gdzieś pomiędzy tymi smaczkami wędruje sobie nawet gorzka czekolada. Wysycenie niskie, pijalność wysoka. Piłem już trochę leżakowanych porterów ale za każdym razem dziwię się jakie cuda może zdziałać leżakowanie tego trunku. Prawdziwa bałtycka przygoda!
Drugie picie 01.02.2014:
Po Potrójnym Złotym nadszedł czas na bałtyckiego kolosa ze stajni Fortuny. Młodziutki, druga sztuka dorasta w piwnicy. Czemu dziś? Ano wydaje mi się idealne po zrobieniu paru kilometrów na rowerze, niby śnieg topnieje ale parę razy twarzą w nim dziś wylądowałem...
Za mocno się schłodził w lodówce, czekam i czekam i czekam. W międzyczasie patrze na etykietę, wygląda jakby ją naklejała małpa z delirką. Odkleja się, pomarszczona jak cholera, ehh. Kurde, przydałoby się łańcuch zdjąć i wyczyścić bo zardzewieje... juuutro. Zaczynam sobie punktować co bym chciał wyczuć w tym Komesku. Kawę, nalewkę śliwkową... om nom nom.
No już nie wytrzymam! Lejem! Gul gul gul, piękny dźwięk. Ale chwileczkę, co się dzieje z tą pianą? Buzuje mocno, jakby chciała wykrzykiwać mało przyjemne wyzwiska w moją stronę. Nie skończyłem jeszcze robić zdjęć i już jej prawie nie było. Kolorek jednak jak najbardziej poprawny, czarna dziura. Wsysa mnie, oj wsysa.
Wącham, od razu wyczuwalna, bardzo specyficzna palona kawa. Jak się dobrze wczuć to można gdzieś rozpoznać lekką nutę spirytusową, jakoś mi to nie przeszkadza. Brakuje mi trochę śliweczki, czegoś swojskiego. Trzeba się jednak uderzyć w pierś, w końcu otwarty za młodu nie może mieć pełnych walorów. Pijemy! Pierwszy łyk, jest kawa. Nie tak mocna jak bym chciał ale jest. Drugi łyk, jest alkohol. Spokojny, ogrzewający, w sumie to nijaki. Nie przeszkadza ale też nie zachwyca. Śliwki dalej brak, ehh za dużo bym chciał. Kolejne łyki, cholera no nie ma nic więcej. Dziwne, czyżby naprawdę tak smakował młody porter? Na etykiecie napis: "Świeżę i młode". Średnio mi to pasuje (mimo tego, że jest mocno pijalny), jednak portery należy leżakować a z młodymi nie ma co się bawić. Ohohoho, alkohol uderza do głowy.
Oryginał 05.08.2013:
Piękny, gęsty, mocny! Prawdziwy porter bałtycki, kawa wbija w posadzkę a lekko wyczuwalna nuta alkoholowa ogrzewa podniebienie. I nie jest to alkohol odpychający, bardziej coś w rodzaju dobrej whisky. Żałuje tylko, że nie przytrzymałem go dłużej. Mógłby tylko zyskać na leżakowaniu. W końcu jest to jedno z trzech piw Fortuny, które dojrzewają w butelce.
lepszy jest Jurajskie Porter Bałtycki!
OdpowiedzUsuń