Wiecie ile jest kilometrów z Lublina do Dublina? 2392, licząc przeprawę promem (tak, umiem się posługiwać mapami wujka Google). Wdzięczny temat na wyprawę rowerową, jak już się wygra w totka oczywiście. Jak narazie jestem jednak korpo pracownikiem i jakoś mi trochę urlopu zabrakło w tym roku. Dodatkowo pragnę nadmienić, że jestem głupi. Wypiłem cały zapas tego kolaboracyjnego stout'a w jeden tydzień praktycznie. To mama nie uczyła, żeby zostawić sobie trochę na potem?
Wysyp nowych browarów w kraju to coś pięknego. Nie wolno jednak zapomnieć o tych pierwszych (nie EDI, po prostu nie), które zaczęły pchać tą powolną piwną rewolucję. Odróżnić je można bardzo łatwo spośród jeszcze raczkujących browarów, jak? Ano tak, że warzą piwa razem z innymi znanymi browarami z zagranicy. Wąs mi zaczął tańczyć z zachwytu gdy dowiedziałem się o stylu, który sobie panowie wybrali. No to jak, lecimy do tej Irlandii?
Kapsel golas. Może chodziło o to, żeby nikt z początku nie skojarzył piwa tylko z jednym browarem? Butelka jest mega za to, kształt szyjki szczególnie. Jest taka... przy masie. Jakby się chciała przebić przez wszystkie inne piwa na półce, i jeszcze komuś z dyńki przywalić. Etykieta prosta, bez zbędnych grafik. Normalnie bym się przyczepił, chociaż troszkę. W tym wypadku jednak jakoś mi to nawet pasuję. Piwo jest czarne jak węgiel i bez jakichkolwiek refleksów. Piana jest świetna mimo paru większych ubytków. Trzyma się długo no i wygląda, jakby ją można było kroić nożem.
Aromat jest cholernie intensywny. Kawa z czekoladą z zerowym dodatkiem cukru. Trzeba nadmienić, że to kawa jest głównym bohaterem i atakuje swą intensywnością do ostatniego łyku. Wszystko palone, co tylko potęguje doznania. Pierwszy łyk i... o cholera. Jest gęste i treściwe, i to mocno. Oblepia usta i przełyk z taką intensywnością, że człowiek zapomina o każdym problemie. Prym wiedzie gorzka czekolada, intensywna, która dodatkowo wspierana jest przez bardzo dobrze wyrównaną paloność i kawę. Typowej owsianki w tym brak, jedyne na co mogę wpaść i skojarzyć z nią to taka lekka ziemistość, pałętająca się dookoła. Momentami lekko karmelowe, ale to tak już na granicy sugestii bardziej. Lekka zielona goryczka wieńczy dzieło. Mi to cholernie odpowiada. Wszystko jest w tym piwie wyraziste ale zarazem pasuje do siebie jak ulał. Potęguje to pijalność i aksamitność. Do samego końca żaden ze smaczków czy aromatów nie traci na mocy. I to uczucie gorzkiej czekolady 95%, które zalega w ustach jak się weźmie większy łyk... o jezu, poezja.
Składam votum separatum. Jezeli chodzi o ciało słodowe i wszystko, co się w związku z tym, w tym piwie dzieje, to całkowicie podzielam zachwyt. Ale potem przyszła Pinta i spieprzyła to wszystko lubelskim chmielem :(. Piwo byłoby genialne, gdyby wywalić z niego ten Lublin!
OdpowiedzUsuńPS Ja wiem, że to nie patriotycznie, ale za to szczerze
Ja z kolei nie zachwyciłem się tym piwkiem, żeby dawać mu 10/10, choć szacunek mam do Pinty, że podziałali z irlandzkim browarem. Dla mnie porządny, jak najbardziej poprawny stout, ale bez fajerwerków.
OdpowiedzUsuń