Lagerowość to pierwszy stopień do piekła: taka myśl mnie naszła gdy zobaczyłem informacje o wypuszczeniu przez Pintę jasnego lagera. Co prawda jest to już kolejny wypust Pierwszej Pomocy ale wtedy nie wiedziałem jeszcze o tym. No bo jak to, jeden z czołowych browarów rzemieślniczych w Polsce wypuszcza zwykłego lagerowca? Żeby to jeszcze było jakieś piwo z nowofalowymi chmielami albo inną zieleniną z pola…
Pinta ma dodatkowo handicapa jeżeli chodzi o ten styl bo ostatnio piłem ich Oki Doki, które lekko mówiąc mnie nie zachwyciło, no i ta cena. Jak nie przeszkadza mi zapłacenie za piwo specjalne/wybitne/szalone około 50zł (np taki Hades Gone Wild na którego czekam) tak wołanie za zwykłego lagera piątala to jest już przerost formy nad treścią (chociaż jeżeli mnie pamięć nie myli ktoś już kiedyś sprzedawał coś podobnego za ponad dyszkę...) Oczywiście może się okazać, że chłopaki tak zakręcili w kotle, że będzie super, mega i przyjemnie. W końcu Kormoran dał radę swoimi Warmińskimi Rewolucjami.
Trzeba przyznać, że jest to jedna z bardziej rozpoznawalnych etykiet Pinty. Mamy główny motyw pasujący do nazwy, jako (nie)anonimowy alkoholik stwierdzam wszem i wobec, że otwieracz do piwa uratował niejednego jegomościa. Takie tylko jedno dziwne skojarzenie mam z pianą, która wybucha spod kapsla: bardziej mi ona przypomina mleko na tej etykiecie. Piwo ma typowy, złoty kolor (trochę wchodzący w ciemny). O dziwo jest lekko opalizujące. Piana bardzo szybko się ulatnia i to w bardzo brzydki sposób, pęka jak oszalała. Jakiś tam lacing jednak jest.
Aromat nie powala, piwo pachnie po prostu jak lager. Jest słodowo i tyle. Od eurolagerów różni się tym, że nie ma wyczuwalnych żadnych wad. Sam zapach nie jest też jakoś szczególnie intensywny, kurde, on jest po prostu słaby. Po dwóch łykach już nic nie czuć. W smaku jest o wiele bardziej wyraziście i intensywnie. Mocna słodowość, wyraźna goryczka z wszechobecnym iglastym posmakiem. Sama goryczka jest nader wysoka jak na lager szczerze mówiąc, broń boże mi to nie przeszkadza. Znajdziemy też trochę chlebka. Istny książkowy lager gdzie po ogrzaniu wychodzi dodatkowo taka trawiastość/ziemistość. Trochę mi się to kojarzy z rosą na polu o poranku. Orzeźwiające i sycące zarazem, jak to panowie napisali na etykiecie: do jajecznicy w sam raz. I tu właśnie jest problem, w połowie picia odechciało mi się przechylać szklankę. Zwykły lager, wykonany prawidłowo jest po prostu nudny. Pijąc piwo samotnie miałem wielką chęć coś zjeść i to nie dlatego, że byłem głodny. Po prostu brakowało mi jakichś innych smaków. Do grilla byłoby idealne, w ogóle do każdego dania codziennego. Samotnie wygląda trochę jak mokry kot na ulicy, liżący się po łapach przy osiedlowym śmietniku. No i ta cena... ja rozumie, że warzenie kontraktowe jest drogie ale według mnie moce przerobowe powinno się w takiej sytuacji przerzucić na coś bardziej ambitnego. Zwykle lagery pozostawmy browarom regionalnym. Ja... idę sobie zrobić jajeczniczkę na boczku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz