Dary losu ostatnimi czasy są bardzo obfite a do grudniowych
świąt jeszcze trochę tygodni zostało przecie. Jeżeli miałbym ocenić swoim
posępnym (i chciwym) okiem to najlepiej wypadają prezenty od Kompanii Piwowarskiej. Na pewno pamiętacie jak wysłali wybranym blogerom paczkę z Książęcymi i bardzo fajnie wydaną książką kucharską. W ostatnim tygodniu zrobili to
ponownie, tym razem chwaląc się nowym członkiem książęcej rodziny czyli
Chlebowo Miodowym. Szczerze to nie spodziewałem się tej paczki, szczególnie po
tym jak potraktowałem ich poprzednie piwa…
Patrzę sobie na „ulubioną” stronę piwnych blogerów (beerlovers.pl)
i czytam z uśmiechem na ustach co oni tam wypisali o najnowszym piwie premium
ze stajni browarów Tyskie. Temperatura podania 4-7 stopni, hmm. Już wiadomo, że
poszli w stronę eurolagerów czyli zabijmy wszystkie niedociągnięcia w aromacie
i smaku schłodzeniem piwa do granic. Z czym to się je? Sery, potrawy z grilla,
czerwone mięso, przystawki. Piwo uniwersalne najwidoczniej, pasuje do prawie
wszystkiego. Najbardziej absurdalną rzeczą jest jednak to, że to piwo zdobyło
złoty medal w konkursie Golden Beer Poland 2014 w kategorii piw miodowych…
zanim trafiło na półki sklepowe.
Mimo lekko prześmiewczego tonu muszę im przyznać, że całość zapakowali perfekcyjnie. Wyściełane, chyba welurem, twarde pudełko z wyciętymi miejscami na butelkę i szkło, co by nie latały w środku. Najbardziej podoba mi się szklanka, która na pewno wzorowana była na najnowszym trendzie stout/IPA glass. Butelka typowa z serii książęcych, jak zazwyczaj mi ta koncernowa etykieta nie przeszkadza tak teraz lekko mi oko lata. Wszystko za sprawą tej czerwonej wstęgi, która cholernie psuje ogólne wrażenie i jakoś tak mi się kojarzy z tanimi sikaczami. Piwo jest o dziwo dość ciemne, powiedzmy, że miedziane, klarowne. Piana praktycznie nie istnieje, tworzy się niska i znika bardzo szybko pozostawiając czystą szklankę jak i powierzchnię piwa. Jakoś mnie to nie zdziwiło.
Chciałbym napisać, tak jak nasi koledzy z kochasiów piwnych, że uderzyły mnie w aromacie świeżo co wyjęte z pieca bochenki chleba. Niestety jest trochę inaczej, chleb jest ale lekko wyschnięty i w dodatku posmarowany obfitą porcją masła. Po pierwszym łyku mam tylko jedno w głowie, komuś w KP się chyba receptury pomyliły. Jakiegokolwiek miodu brak, chleba czy przypieczonej skórki od niego też. Jest znana nam wszystkim lagerowość, trochę karmelu i kawałek mokrej szmaty. Wydaje się też lekko metaliczne ale test skórny temu zaprzeczył. Pozostawia dziwny posmak w ustach, taki kredowy. Goryczki praktycznie zero, i to mając na myśli lagerowe standardy. Nagazowanie średnio wysokie ale mnie osobiście dobiło już do końca. Jako takie wodniste nie jest, trochę tego karmelu i ogólnej słodowej pełni jest. To piwo jest po prostu nijakie. Że niby na długie chłodne wieczory? Nigga please. W czasach, gdy piw miodowych mamy mnóstwo (nawet na półkach w marketach) KP wypuszcza eurolagera odrobinę słodszego niż zazwyczaj i nazywa go trunkiem miodowym, który nie ma w sobie ani krzty pszczelego skarbu. No ale za to jest ta ulubiona przez polskiego Janusza mokra szmata, tradycje trzeba podtrzymać. Ktoś tu ostro leci w... kulki. Złoty medal? To tak jakby dać pierwszą nagrodę w konkursie piosenki wiejskiej osobie. która od urodzenia nie potrafi mówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz