Śledź mnie na:

Pijany Rowerzysta: Duby Smalone (Perun)



By  Piwny Brodacz     22.12.14    Tagi:,,,,, 

Jest bardzo duży problem z wyjazdami rowerowymi w grudniu. Bez śniegu człowiek się czuje jakoś tak źle, nie ma na co zgonić tej niskiej temperatury. No i w dodatku wszystko wygląda jak jedna wielka... kupa błota. Liście już zgniły, błoto po piasty, trzeba się też nasilić, żeby znaleźć cokolwiek wartego wyjęcia aparatu z plecaka. 

(kliknięcie w mapkę przeniesie Was do treningu)
W mojej głowie siedzi jednak taki mały gnojek, którego raczę określać mniej wyszukanymi epitetami. Odzywa się on zazwyczaj wtedy, gdy mija już jakiś okres od ostatniej jazdy rowerowej. W większości przypadków udaje mi się go spławić ale po dwóch miesiącach rowerowego celibatu urósł on do rozmiaru wielkiego młota udarowego. Pełnej satysfakcji mu nie dam, wezmę piwo a sama jazda będzie z tych rekreacyjnych bardziej. W uszach dalej darcie mordy w stylu Crown the Empire. Głównie przez to, że mi się MP3 (tak, ktoś jeszcze tego używa) zepsuło i nie da się na nie już nic nowego zgrać.


Już po pięciu kilometrach byłem brązowy (od błota!) więc stwierdziłem, że to tyle jeżeli chodzi o przejażdżkę rekreacyjną. Kurs Niesłysz, jak już mam być brudny to porządnie. Przyznam się szczerze, że przez większość jazdy widoki były ponure i szare. Były pewne wyjątki ale ja się pytam: gdzie ten śnieg?! Nowe opony mam szerokie jak dres w bemie i chciałbym je w końcu przetestować porządnie.


Wiatr też nie pomagał, w lesie było spoko ale gdy zacząłem krążyć naokoło jeziora zaczął być cholernie nieznośny. Jestem dość szeroki więc pięknie go przyjmuje na klatę i nawet na spadach musiałem momentami pedałować. Szkód też narobił, do powalonych pni z poprzednich lat (których łaskawe nadleśnictwo nie ma zamiaru nawet przeciąć) doszły nowe. Bobery też robią swoje. Trochę może przerażać wszechobecna pustka. Roślinność martwa, ludzi nie ma, zwierząt też. 


Zanim napiszę coś o piwie, które z resztą wypiłem coś koło 5 kilometra, małe ostrzeżenie. Nie kupujcie rękawiczek firmy 4F. Kiedyś robili bardzo dobrej jakości ubrania w przystępnej cenie, teraz lecą z taką tandetą że aż szok. Rękawiczki rowerowe, które miały być na zimę, w ogóle nie chronią od chłodu a co dopiero mrozu. Dodatkowo szwy poszły na kciukach podczas drugiej wycieczki (pani w sklepie dobierała, leżały idealnie). Seriously, keep your shit together 4F. No a teraz może coś przyjemniejszego?


W końcu udało mi się upolować butelkę z browaru Perun, która ma nietknięty nadruk na kapslu. Zazwyczaj jest on albo czarny albo wydarty do granic możliwości. Nie mogłem mieć wszystkiego i tym razem to etykieta była poprzecierana po bokach, na szczęście nie za mocno. Kurde podobają mi się te nowe wzory Peruna. Mało napisów, prosty ale piękny zarazem obrazek w tle, ilość kolorów sprowadzona do minimum. Kontretykieta jest brzydka jak noc, sam tekst na jednokolorowym tle, ale kto by na nią zwracał uwagę. Na pianę za to warto popatrzeć, wysoka, dość zbita, ze średniej długości żywotem. Koronka też jest, trochę dziurawa ale co tam, kożuszek sporawych rozmiarów też się znajdzie. Kolor piwa to czysty brąz, mętne jak cholera z charakterystycznym brudem piw żytnich.


Se wybrałem miejsce do picia, nie ma na czym usiąść bo wszystko mokre a weź tu człowieku na stojąco notatki spisuj. Życie blogera jest takie męczące... no ten. Aromat może i nie powala intensywnością ale jest wystarczający aby się nim nacieszyć. Na pierwszym planie na pewno wędzonka, z którą mam mały problem. Ciężko jest określić czy aby na pewno jest szynkowa, bardziej pomieszana trochę z zwęglonym drewnem. Czysta rasowo zatem nie jest ale to nie znaczy, że jest jakaś nieprzyjemna, wręcz przeciwnie. Dopełnieniem jest bardzo lekki zbożowy zapaszek. W smaku od razu da się wyczuć, że jest to piwo żytnie. Wyraźny, specyficzny kwasek i zbożowość przyjemnie pałętają się w ustach, do tego trochę bananów i goździków. Wędzonka też jest, w minimalnych ilościach. Bardziej robi za tło jak te czarne coś (nikomu niepotrzebne) w Oreo. Sam kwasek rośnie w siłę w miarę picia co mi się coraz bardziej podoba. Średnio treściwe, nagazowanie niskie, pije się szybko i przyjemnie, nic nie zalega. Goryczki nie wyczuwam, chyba, że się schowała za kwaskiem. Całość jest mało inwazyjna, gładka ale zarazem cholernie wyraźna. Bardzo dobre, bardziej żytnie niż wędzone, piwo. 

Piwny Brodacz

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi. Dzięki temu uświadomisz innym, że piwo nie kończy się na lagerach a i mi pomożesz w szerzeniu kraftowej kultury. Walczmy z koncernową niewiedzą, każdy z nas może być Rycerzem Ducha Kraftu! Pamiętaj też, że piwo kraftowe zmienia się i każda kolejna warka może inaczej smakować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Informacje prawne:

Treści na blogu przedstawiają autorską ocenę produktów i mają charakter informacyjny o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz. U. 2012 poz. 1356). Blog jest dziełem całkowicie hobbystycznym i nie przynosi żadnych zysków. Treści na blogu tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Copyright:

Wszystkie zdjęcia (jak i treści) na blogu są mojego autorstwa i nie zgadzam się na ich rozpowszechnianie, publikowanie, jakiekolwiek używanie (w celach zarobkowych lub nie) bez mojej zgody. Dotyczy to wszystkich mediów a głównie internetu, czasopism itd.

Kontakt:

Patryk Piechocki
e-mail: realdome@gmail.com