Ostatnie dwa miesiące to istny wysyp porterów bałtyckich. Nie żebym marudził, tak powinno być. Problem miałem tylko z jedną rzeczą, mianowicie wiele browarów postanowiło uwarzyć ten piwowarski skarb narodowy w tandemie ze śliwką (w jakiejkolwiek formie). Rozumiem, że jest to idealne połączenie, ale trochę zróżnicowania też by się przydało.
Podobnie musieli myśleć w browarze Kingpin bo nie dość, że uwarzyli angielskiego portera (czyli lżejszego pod każdym względem) to jeszcze dorzucili do niego orzechy, wbrew obowiązującym teraz trendom. Lubię orzechy, są jedną z tych rzeczy do których nie znam umiaru niestety. Można się przyczepić, że tak słaby porter nie nadaję się na zimowe wieczory, ale... zobaczmy.
Tym razem kingpinowa świnia przybrała kolor brązu i założyła afro. Do tego ciemne okulary i szeroki kołnierzyk, klimaty Starskiego i Hutcha normalnie. Jak zwykle pierwsza piwowarska świnia Polski podoba mi się bardzo i nawet mój wewnętrzny rasista siedzi cicho. Kapsel firmowy, prosty i schludny. Piwo w szkle jest czarne, nie ma prześwitów i wydawało się być dość klarowne. Jasnobeżowa piana ładnie urosła, ale już na samym początku było widać sporej wielkości bąble. Opadła szybko na mrozie pozostawiając jednak jakąś tam koronkę na szkle.
Intensywnością w aromacie nasz czarny koleżka nie grzeszy niestety. Szkoda bo jest co wąchać. Czekolada, bliższa tej gorzkiej niżeli mlecznej. Do tego trochę przypieczonej skórki od chleba i wręcz zajebisty zapaszek orzechów laskowych. Za mało jest orzechowych, ciemnych piw na naszym craftowym rynku. Jakoś prawie wszyscy poszli w ciemne owoce w tym sezonie...
Pamiętając, że jest to porter angielski nastawiłem się na średnio sycący trunek. Już po pierwszym łyku byłem mocno zdziwiony bo piwo okazało się być dość gęste jak na te parametry, może to zasługa słodu żytniego. Niskie wysycenie pomaga się wbić w tą oleistą czerń i spokojnie się nią nacieszyć aczkolwiek trzeba przyhamować bo jak się szybko okazało, piwo jest cholernie pijalne. Pierwsze skrzypce grają palone nuty. Delikatnie gorzkawa czekolada, lekki biszkopt i oczywiście orzechy. Nie ma problemu z intensywnością, wszystko jest wyraźne i w punkt. Do tego niska, krótka, ale wyraźna goryczka o lekko ziemistym profilu. Finisz wprowadza kontrolowane spustoszenie i okazuje się być idealnym zakończeniem każdego łyku. Czekoladę zastępuje kawa, dość mocna i pozostająca na języku przez jakiś czas. Do tego mamy taką lekką kwaskowatość na samym końcu, zapewne od żyta. Co tu dużo pisać, Diggler jest bardzo dobrym słodowym porterem angielskim z orzechowym profilem, do którego nie wtrącają się niepotrzebnie chmielowe akcenty. Piłbym litrami, w końcu to moje klimaty.
----------
Styl: Hazelnut Porter / Brown Porter
Alk: 5,1% Obj.
Ekstrakt: 13,1°
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienny: pale ale, special b, Biscuit, czekoladowy, barwiący; żytni), chmiel (Admiral, Columbus, East Kent Goldings, Citra), orzechy laskowe, drożdże S-04.
Do spożycia: 02.07.2016
Ej zostaw to piwo!
|
41 yrs old Executive Secretary Cale Norquay, hailing from Etobicoke enjoys watching movies like "Hamlet, Prince of Denmark" and Blacksmithing. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a MX-6. swietny post do poczytania
OdpowiedzUsuń