Zapiszcie sobie nowe, jakże ważne święto w swoich kalendarzach. Obok Dnia Stoutu czy też IPA Day pojawiło nam się jeszcze Święto Porteru Bałtyckiego. Styl nazywany przez wielu piwowarskim skarbem Polski nie był według mnie traktowany z należytym szacunkiem... do teraz. Jakoś tak u nas w kraju jest, że kochamy przyjmować tradycje zza wielkiej wody (IPA Day), ale zapominamy o własnych skarbach.
Polska jest potęgą jeżeli chodzi o portery bałtyckie. Aż dziw, że nikt wcześniej nie pomyślał o takiej inicjatywie. Takie samo zdanie miał prawdopodobnie Mason czyli Marcin Chmielarz, pomysłodawca nowo powstałego święta. Wiele browarów uwarzyło swoje własne porterowe wynalazki, które miały premierę właśnie 16 stycznia tego roku. Jednym z nich był Imperium Prunum z browaru Kormoran, na którego cały czas poluję z resztą. Ja to święto postanowiłem ukoronować dość skromnie, od taki leżakowany porter z Żywca. Z tego co pamiętam akurat ta warka była bardzo smaczna na świeżo. Jak będzie teraz?
Etykieta stara, jeszcze sprzed czasów ujednolicenia produktów Grupy Żywiec. Te nowe nie są złe, ale jakoś bardziej podoba mi się właśnie ta. Złote zdobienia pasują jak ulał do medalu, który zwykł wygrywać przedstawiciel tego stylu pochodzący z naszego kraju. Jeżeli mnie pamięć nie myli żywiecki porter żadnego konkursu międzynarodowego nie wygrał jednak. Kapsel firmowy. Nie wiem czy to wina czcionki, ale wygląda dość staro. Piwo w szkle jest czarne, nieprzejrzyste. Bardzo ciężko jest wymusić rubinowe refleksy, klarowne. Beżowa piana nie chciała się zbytnio utworzyć. Bardzo szybko zaczęła pękać i po parunastu sekundach pozostała po niej wyłącznie obrączka.
Byliśmy wcześniej na burgerze w nowo otwartym przybytku, na który każdy szanujący się wegetarianin nawet nie spojrzy. Zacny był to kawał mięsa więc byłem przekonany, że już nic mi dzisiaj nie popsuje humoru. Zacząłem wątpić w swój optymizm już przy pierwszym niuchu. Śliwka, wiśnia w czekoladzie, odrobina paloności, ale przede wszystkim... rozpuszczalnik. Nie spodziewałem się tego po tak starym piwie i jestem na 99% pewny, że ta warka nie miała nut rozpuszczalnikowych gdy była świeża.
W smaku nie jest jakoś szczególnie lepiej. Pierwsze co daje się we znaki to brak ciała. Mówiąc wprost początek jest zwyczajnie wodnisty. Potem mamy trochę owoców (tutaj znowu góruje śliwka i może odrobina rodzynek), nieprzyjemny, gryzący alkohol (w mniejszym stężeniu niż w aromacie, ale dalej dominujący) i taką dziwna paloność bliską popiołowi. Goryczka wyraźna, niestety nie należy do tych przyjemnych. Skumplowała się niepotrzebnie z tym beznadziejnym alkoholem. Na finiszu coś się zaczęło dziać bo do głosu doszły nuty gorzkiej czekolady połączone z likierem wiśniowym. Czekolada zalegała nawet lekko co mi się osobiście bardzo spodobało. Nie licząc dziwnej wodnistości na początku piwo wydawało się być w miarę pełne z dobrze dobranym, niskim wysyceniem. Niestety całość jest chaotyczna, nieułożona i niepotrzebnie alkoholowa. Żeby to jeszcze były takie przyjemnie rozgrzewające procenty... Aż dziw, że świeżynka bardziej przypadła mi do gustu. Wychodzi na to, że nie ma co sobie głowy zawracać leżakowaniem żywieckiego porteru.
----------
Styl: Porter
Alk: 9,5% Obj.
Ekstrakt: 22% Blg
IBU: b/d
Skład: b/d
Do spożycia: 07.12.2014
Alk: 9,5% Obj.
Ekstrakt: 22% Blg
IBU: b/d
Skład: b/d
Do spożycia: 07.12.2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz