Trzeba się powoli zacząć pozbywać piw przywiezionych z Poznania, już mi miejsca na półce w piwnicy nie starcza. Tak to jest, że zamiast pić portery czy RiSy w zimie człowiek je zostawia na leżak... Czasami zastanawiam się po co szczerze mówiąc. O dziwo Venom trafił właśnie pomiędzy dość stare portery i jakoś umknął mojej uwadze, do dzisiaj.
Na Poznańskich Targach Piwnych Dawid (browar Szpunt) przyznał, że trochę się nie wstrzelił w styl. Według niego Venom jest bardziej piwem owocowym niżeli kwaśnym. Akurat z tym się muszę zgodzić. Przeczytacie o tym poniżej. Zastanawia mnie też jedno, dlaczego o tym piwie mówi się wyłącznie źle, lub wcale. Toż to pewnego rodzaju eksperyment, według mnie udany w dodatku.
Każdy wie, że Szpunt = odjechane auta w komiksowym stylu. Nie inaczej jest tym razem, co prawda w trochę odświeżonej odsłonie. Wolę klasyki (tak jak przy Night Wolf), ale akurat na tej etykiecie moje oko przykuł sam Venom... i ta świnka, co u diabła? Piwo ma ciemnobrązowy kolor i jest średnio zmętnione. Piana niesety syczy od samego początku i znika w zastraszającym tempie. Pozostawia jednak po sobie delikatny kożuch.
No dobra, z kranu aromat był o wiele wyraźniejszy (ale zazwyczaj tak już jest, z każdym piwem). Niby coś człowiek wywącha z tego szkła, ale przy tak dziwacznej kompozycji przydałby się mocny kop podbitym butem w nos. Czemu dziwnej? Bo jak inaczej określić miks kakao z limonką? Ta druga wydaje się być wyraźniejsza od samej czekolady. Pewnie chmiel dodał też coś od siebie i taki wyszedł efekt końcowy. Kwaśne kakao, kto by pomyślał, że może to być w jakikolwiek sposób dobre?
Już po pierwszym łyku czuć, że Venom nie uśmierci nas swoim ciałem. Nie mam broń Boże na myśli wodnistości. Szpuntowy ciemniak jest po prostu bardzo lekki i orzeźwiający (co mnie trochę zdziwiło przy tych słodach). Jest też dość mocno wysycony. Od samego początku uderza wyraźna, ale w granicach przyzwoitości kwaśność. Czuć, że pochodzi ona od limonki a nie od bakterii kwasu mlekowego. Wszechobecna cytrusowość hula sobie jak chce. W tej roli głównie wcześniej wymieniona limonka. Potem czekolada, gorzka i dopełniająca całość. Przy każdym łyku dziwię się jak coś może tak... inaczej smakować. Podtrzymuje jednak swoje zdanie z Targów, że taki miks trafia w moje spaczone gusta. Goryczka też jest dziwna, niby czuć grapefruit, ale taki otoczony popiołem. Jest dość krótka, taka punktowa wręcz, ale że ma tylko 13 IBU w życiu bym nie powiedział. Finisz jednak trochę zawodzi. Liczyłem na coś równie zaskakującego a otrzymałem głównie gorzką czekoladę i prażony słonecznik, dość długo utrzymujące się z resztą. Najważniejsze jest jednak to, że piwo samo w sobie jest ciekawe, inne i co najważniejsze smaczne.
----------
Styl: Black Sour Ale/Black Fruit Ale
Alk: 4,3% Obj.
Ekstrakt: 10°
IBU: 13
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny, carafa 3 special, czekoladowy), chmiel Cascade, sok i skórka z limonki, drożdże.
Do spożycia: 30.05.2017
Ja nie wiem o co te hejty, piwo zaskakujące i pije się je z przyjemnością.
OdpowiedzUsuń