Bardzo stara degustacja, jeżeli chcesz abym ocenił to piwo poprawnie napisz mi maila, może się uda.
Siedzę sobie na ogrodzie. Jem ostatnie śliwki z drzewka, na którym w tym roku było ich aż 14 (sic!) i myślę: "Ciekawe jakie piwo pasuje do tejże sytuacji". Bam! Przecież niedawno kupiłem coś w Almie pochodzące z Belgi. Tanecznym krokiem udałem się do lodówki, tam Bachus, malinowy. Przyznam się, że pierwszy raz widzę piwo tak zapakowane. No ale co tam, papier won i lejemy. Wygląda bardzo ładnie, piana też się fajnie trzyma. Zapaszek bardzo malinowy i tu pierwszy alarm, to nie jest piwo do którego się przyzwyczaiłem. Pijemy. Baaaardzo wytrawne ale... nie jest złe. Dotąd wszystkie "wytrawne" piwa jakie piłem za bardzo przypominały mi wino. Tutaj tak nie jest, słodycz biję się z goryczą lecz niestety ta pierwsza wygrywa. Minimalnie ale zawsze. Same maliny są wyczuwalne ale właśnie w taki fajny, wytrawny sposób. Nie dostajemy kolejnego słodkiego niby-soku do piwa. Jest to piwo pokroju Lindemans'a. Nie aż tak doskonałego (przypomniał mi się Festiwal Dobrego Piwa we Wrocławiu, gdzie piłem bodajże lambica, o jezu jakie to było dobre) ale utrzymującego się zaraz za nim. A co z tą śliwką? Doznania przy jednoczesnym piciu Bacchusa i zagryzaniu śliweczki są nie do opisania. Spróbujcie kiedyś.
Siedzę sobie na ogrodzie. Jem ostatnie śliwki z drzewka, na którym w tym roku było ich aż 14 (sic!) i myślę: "Ciekawe jakie piwo pasuje do tejże sytuacji". Bam! Przecież niedawno kupiłem coś w Almie pochodzące z Belgi. Tanecznym krokiem udałem się do lodówki, tam Bachus, malinowy. Przyznam się, że pierwszy raz widzę piwo tak zapakowane. No ale co tam, papier won i lejemy. Wygląda bardzo ładnie, piana też się fajnie trzyma. Zapaszek bardzo malinowy i tu pierwszy alarm, to nie jest piwo do którego się przyzwyczaiłem. Pijemy. Baaaardzo wytrawne ale... nie jest złe. Dotąd wszystkie "wytrawne" piwa jakie piłem za bardzo przypominały mi wino. Tutaj tak nie jest, słodycz biję się z goryczą lecz niestety ta pierwsza wygrywa. Minimalnie ale zawsze. Same maliny są wyczuwalne ale właśnie w taki fajny, wytrawny sposób. Nie dostajemy kolejnego słodkiego niby-soku do piwa. Jest to piwo pokroju Lindemans'a. Nie aż tak doskonałego (przypomniał mi się Festiwal Dobrego Piwa we Wrocławiu, gdzie piłem bodajże lambica, o jezu jakie to było dobre) ale utrzymującego się zaraz za nim. A co z tą śliwką? Doznania przy jednoczesnym piciu Bacchusa i zagryzaniu śliweczki są nie do opisania. Spróbujcie kiedyś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz