Drugie picie:
BrewDog potrafi zaskakiwać pozytywnie jak i negatywnie. Tak samo jak moje stare wpisy, poniżej macie najlepszy przykład na to jak człowiek, który się mało co wtedy znał na crafcie opisuje swoje przeżycia. Już dawno chciałem wypieprzyć wszystkie stare/lakoniczne degustacje ale zostawiłem je w końcu po to, aby mi przypominały, że nikt nie rodzi się zajebisty i wszechwiedzący. Ale my o piwie mieliśmy przecie.
Już dawno chciałem spróbować piwa craftowego z puszki. Na Wrocławskim Festiwalu Dobrego Piwa chcieli mi wcisnąć Heady-Toppera (właśnie w puszce) za 32zł ale spasowałem na rzecz wędzonego porteru z Gościszewa. Według mnie dobrze zrobiłem. Na BrewDoga natrafiłem podczas zakupów wysyłkowych, pomyślałem sobie why not?
Jeżeli mam być szczery to nie podoba mi się nowy wygląd browaru. Poprzednie etykiety były o wiele lepsze. Jeden schemat tzw "rebel" w różnych kolorach bardzo dobrze pasował do wyrobów Szkotów. W teku piwo jest ciemnozłociste a nawet lekko wchodzące w miedź. Piana rośnie dość spora ale szybko zaczyna pękać pozostawiając marny kożuch na spodzie. Koronka rozciąga się za to po całym szkle i przypomina trochę pajęczą sieć.
No no, aromat jest w tym koniku wybuchowy trzeba przyznać. Słodka bomba tropikalna pod postacią mango, liczi i delikatnej brzoskwinki intensywnością przypomina trochę zrzut napalmu, zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony muszę przyznać. Do tego żywica i lekkie przecięcie cytrusami i mamy cholernie przyjemnie pachnące pale ale. Dopiero po ogrzaniu wychodzą lekkie warzywka nie wiem skąd.
Szkoda, że mój zachwyt szybko zmizerniał gdy zaczerpnąłem pierwszy łyk. Problemy pojawiają się już przy tropikach, które... praktycznie przestały istnieć. Ciężko mi jest w to uwierzyć po tak intensywnym aromacie ale to prawda. Ich miejsce zajęły tanie... zioła z wyczuwalną miętą. Jakby ktoś od niechcenia dorzucił trochę polarisa do zimnej wody. Na szczęście na chwilę pojawia się dość fajna cytrusowość ale co z tego jak zaraz po niej wchodzi bardzo nijaka goryczka (nawet jak na pale ale). Jest tak słaba, że aż mi się wychudzone dzieci z Afryki przewinęły przed oczami. Profil jakiś taki pestkowy, lekko odrzucający na swój sposób. Owy pestkowy posmak pozostaje aż do finiszu, który sam w sobie jest dość mocno wodnisty. Nagazowanie średnie, nic do czego by się można było przyczepić. Treściwość za to niska, czasami nawet wręcz wodnista po całości. No i co? Zagraniczna "legenda" skonała pozostawiając po sobie tylko wspomnienia czasów świetności, gdy to polscy Janusze zachwycali się kolejną kopią znanych już ip-srip BrewDoga. Wątpię, żebym kiedyś ponownie wydał swoje ciężko zarobione złotówki na Szkotów, wolę spróbować czegoś nowego lub wrócić do Anchor Brewing.
Oryginał 06.08.2013:
Martwy kucyk, prosto ze Szkocji. Wygląd? Co tu dużo pisać, po prostu piękny. Piana dość szybko znika ale kożuszek pozostaje. Aromat? Cytrusy! Duuuużo cytrusów. Oczywiście nie obejdzie się bez porównania z naszym Rowing Jack’iem. DPC wypada gorzej, jest dość lekkie, w sumie ma tylko 3.8% alkoholu i pod koniec picia robi się coraz bardziej wodniste. Może dlatego sprzedawane jest w mniejszych butelkach? Nie zmienia to jednak faktu, że jest dobrze.
Witam, przede wszstkim chciałem powiedzieć że bardzo cieszy mnie fakt że kultura ważenia i spożywania 'ajli' w naszym kraju rozwija się tak szybko. Jeżeli chodzi o DPC to chciałem tylko dodać ze jak na tak 'słabe' piwo to jednak ma bardzo dużo smaku. Jezeli mógłbym Ci polecić jakies pifko to najprawdopodobniej byłoby to piwo z browaru Fine Ales; Jarl, Hurricane Jack, Sanda Blond i wszystkie ich IPA project są naprawdę przepyszne, ponadto piwa robione przez Cromarty, Oakham, Thronbridge, Tryst, Williams Brothers tak na dobry start, jeżeli miałbyś problemy z zakupem tych piw, daj mi znać, możemy się jakoś dogadać i wysłałbym Ci paczkę z pifkami do oceny :) Pozdrowienia od piwosza dla piwosza ;)Bartosz Kichewko.
OdpowiedzUsuń