Drugie picie:
Jako, że nie jest mi dane chociażby spróbować którejś z Pint Miesiąca muszę się posilić klasyką. W piwnicy same piwa z większym woltażem więc nie bardzo się nadają na szybki wyjazd rowerem nad jezioro. Pogoda zacna się zrobiła, ciepło i słonecznie a woda zaczyna już być znośna, szkoda nie wykorzystać takiej niedzieli. Pojechałem sobie więc najpierw do marketu co by się zaopatrzyć w jakiś wyśmienity trunek.
Był Atak Chmielu, było parę piw z Gościszewa. Moją uwagę przykuł jednak stary znajomy zwany altbierem. Co prawda zaniedbałem go strasznie na blogu ale w moim codziennym alkoholizmie miał zawsze szczególne miejsce (i mam tutaj na myśli styl a nie konkretne piwo). Chwyciłem więc pintowskie podejście do stylu i wyruszyłem opalać łydki przy zachodzącym słońcu.
Styl nadruku jak w praktycznie każdej Pincie. Elementy wyróżniające się to beczułka z piwem i coś nad nią, szukałem jakiejś symboliki nawiązującej do miejsca pochodzenia owego stylu (Düsseldorf) ale nic nie znalazłem. Etykieta jak najbardziej pasuje (kolorystycznie przynajmniej) do wyglądu piwa. Odcień trunku się nie zmienił, nadal jest przejrzyste w kolorze ciemnej miedzi. Jeżeli jednak ktoś ma parcie na szkło to może powiedzieć, że jest lekko opalizujące. Piana za cholerę nie chciała się utworzyć (i to jedyna różnica). Marne pół palca to zaledwie kożuszek, który jednak utrzymał się do końca picia. Jakaś koronka też się pojawiła to tu to tam.
Łabędzi nie widać więc można ze spokojem zacząć wąchać, ku uciesze zdziwionych żubropijców (powiedzmy, że na oko licealiści), którzy co chwila przechadzali się z domków letniskowych w stronę lasu. Aromat z początku wydawał się intensywny ale szybko ulotnił się w przestworza. Słodowy, głównie suszone owoce z lekkim zapaszkiem chmielowych w postaci delikatnych perfum. W smaku już jest bardziej zdecydowane i co najważniejsze wyraziste. Oprócz oczywistej słodowości da się wyszczególnić suszone owoce (tutaj śliwki i morele) w delikatnym karmelu. Nie jest jednak tak słodko jak myślałem, że będzie. Niestety od tego momentu zaczęło się wszystko psuć. Goryczka jest niska i słaba, deklarowane 48 IBU wywoływać może tylko pogardliwe uśmieszki na twarzach piwoszy. Dziwi mnie to cholernie bo pintowski altbier ma być odmianą bardziej nachmieloną. Szkoda, tym bardziej że ma ona bardzo fajny, trawiasty profil. Finisz to już kompletna tragedia, majaczące resztki słodowe, które równie dobrze można porównać z wodą. Mimo tych wszystkich minusów piję się szybko, sesyjnie wręcz. Sama słodowość nie jest na tak wysokim poziomie żeby zapchać człowieka. Wysycenie niskie, mi podpasowało. W tym stylu, czysta chmielowa goryczka powinna kontrować mocne akcenty słodowe (a przynajmniej próbować) a tutaj poddaje się ona już na starcie. Dobrze przynajmniej że słodowość jest całkiem przyjemna i w jakimś stopniu ratuje sytuację.
Oryginał 20.08.2013:
Muszę wam powiedzieć, że z miedzią mam duży kontakt, bo pracuje w przemyśle spawalniczym. Z drugiej jednak strony ostatnio bardzo dużo "miedzianych" piw mi się trafia. Stare ale Jare jest kolejnym z nich i pręży się męsko przed moimi oczami. Szczególnie ładny kolor ma piana, trochę ulotna ale kożuszek pozostaje. Smak? W skrócie palone owoce, tak tak. Jest owocowo z właśnie taką lekką i fajną "spalenizną". Troszku nawet słodko, od karmelu? Co najważniejsze jest również goryczka, coraz mocniejsza pod koniec picia (w sumie fajnie by było gdyby taka była od początku). Bardzo pijalne, oj za szybko je wypiłem, za szybko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz