Ostatni czasy zacząłem się zastanawiać na cholerę piję te wynalazki z Raciborza. Nie ważne jaki styl, każde z nich smakuje tak samo przez metaliczność, której browar nie może się pozbyć już od dłuższego czasu. A nie, chwila, już wiem. To wszystko przez ten piękny napis na kontrze: "Jest to piwo dla prawdziwych koneserów" ... HE HE.
Tym razem padło na ciemne, bardzo lubię szczególnie podczas pracy w garażu. Akurat naprawiałem rower, dość zimno było więc rozgrzewające ciemne jak znalazł. Pyk i kapsel poleciał na beton, szybki niuch z butelki. Są palone słody, może i nawet lekki karmel. W każdym bądź razie wszystko okej, no prawie.
You can't kill the metal! ... again.
Starzy gawędziarze powiadają, że był czas gdy piwa z Raciborza nie zajeżdżały metalem. Coś mi się wydaję, że data na kapslu jest jakąś podpowiedzią. No nic, piana. Ładna z początku, fajnie zbita, typowa dla stouta bardziej. Po chwili jednak zostaje po niej mizerny kożuszek.
The metal will live on! ... again.
Jest jakiś posmak ciemnego piwa, karmel (taki nawet fajny, nie za słodki) wraz z typową spalenizną walczą ostro ale nie dają rady tej metaliczności, która króluje nad wszystkim jak Skaza pod koniec Króla Lwa. Na koniec przychodzi im z pomocą goryczka, taka fajna, ogrzewająca. Człowiek już myśli, że to Simba, który przybiegł uratować dzień. Niestety ta bajka kończy się inaczej, to Simba-Goryczka spada w otchłań a Skaza-Metal króluje do samego końca.
Chlip.
WWW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz