Nigdy chyba nie piłem dry stoutów. Sam pomysł wydaje mi się dziwny, uwielbiam tą gęstość w czarnym złocie. Czemu ktoś miałby jej się pozbywać z mojego ulubionego gatunku piwa? Może odpowie mi na to Krecik. W sumie to aż dziwne, że nikt się nie doczepił do wyglądu etykiety. Jakieś prawa autorskie czy coś.
Ale co tam, zróbmy to szybko. Butelka mała, znowu zmieniona, tym razem na tą z BrewDog'a. Nie mieści mi się na półce z 0,3 ... thanks Widawa, Kret koło Sharka na pewno nie stanie. Nalewam do pokala z Ciechanowa, jedyny mały jaki mam. Co widzę? Ano pianę z dużych pęcherzyków która znika dosłownie w 5 sekund. Chwila chwila, czy przez przypadek nie nalałem Coli? Wącham, ano to nie jest bomba cukrowa jednak. W nosie błąkają mi się aromaty kawy z popiołem, średnio wyczuwalne ale przyjemne. Kolor czarny z rubinowymi refleksami.
Zachęca do wypicia, biorę łyk. Dziwne, drugi łyk. Są słody palone, jest popiół, może nawet gdzieś przebija się gorzka czekolada. Trzeci łyk, goryczka średnia, szybko znika i w ogóle nie zalega. Czwarty łyk, nagazowanie średnie i... się skończyło. Mała butelka robi swoje ale tak naprawdę piwo jest cholernie pijalne. Nic nie zalega, wszystkie smaki przepływają szybko i znikają bez śladu. Tylko czy ja chcę takich doznań od stout'a? Odpowiedź brzmi: nie. Nie zmienia to faktu, że Kret to dobry przedstawiciel suchych stoutów. Ja jednak zostanę przy swoich ropach naftowych.
Pęcherzyki oblepiające ścianki świadczą o brudnej szklance.
OdpowiedzUsuńPolecam płukać szkoło przed degustacją.