Parę dni temu w końcu dorwałem Krakonosową jedenastkę. W sumie to nie wiem czemu miałem takie problemy z zakupem. Jutro będę jechał po świątecznego więc jest to idealna okazja na przypomnienie sobie piwa z tego czeskiego browaru.
Patrząc na moją "degustację" dwunastki stwierdzam, że muszę zrobić to ponownie. Jest mi nawet trochę wstyd, że tak lakonicznie ją opisałem. No nic, może jutro też ją znajdę. Wróćmy jednak do 11' która już jakiś czas czekała na wypicie. Akurat miałem ochotę na coś jasnego i boy oh boy jakie cudo mi się trafiło.
Zacznijmy może (jak zwykle z resztą, duh) od piany. Bieluteńka, ładna i pozostawia ochronny kożuch. Kolor trunku to czyste złociszcze! W aromacie nic szczególnego, słody all around z dodatkiem lekkiego miodu. No no no, spokojnie mi z tą słodyczą!
Lejemy do gardła, ileż można wąchać. Tutaj od razu muszę napisać, że o nawet najmniejszym hejcie nie może być mowa. Ogólny smak słodowy, lekkie toffi nawet ale nie aż tak beznadziejnie słodkie. Goryczka jest, ale gra drugoplanową rolę. Niby nie jest to opis po którym można się spodziewać jakiś super doznań. Nie ma nic bardziej mylnego. To w jaki sposób każdy smak jest przedstawiony... o jezu. Mianowicie: każdy łyk zaczyna się słodyczą miodową/toffi (trwa ona milisekundę, tylko zaznacza swoją obecność) - potem wchodzą słody (fajne, zbalansowane) - na końcu wpada goryczka, jakby miała ukoronować każdy łyk pod sam jego koniec. Wszystko spływa szybko i przyjemnie, aż się prosi o ponowne przechylenie kufla. Średnie wysycenie czyni to piwo jeszcze bardziej pijalnym.
WWW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz