Po tych wszystkich piwach świątecznych, ipa-sripach i porterach człowiek ma ochotę na coś innego. A przynajmniej na coś neutralnego. Dużo ludzi uważa, że weissbiery to piwa na co najmniej ciepłe dni. Dlatego postanowiłem otworzyć dunkel weiss'a. Taki kompromis.
Przywieziony przez znajomego, który ma już wprawę i wie jakie piwa mi kupował za naszą zachodnią granicą. Każdy powinien mieć takiego jegomościa, najważniejsze w CV to wyjazdy służbowe! Ale o czym to ja...
Nalało się jak typowy weizen, piana sporych rozmiarów, rzekłbym że aż trzy palce. Ładna, z małymi dziurkami. Leciuteńko opalona, w końcu to dunkel. Kolor i faktura ciemnego miodu, coś podobnego jak w Apety na Życie, tylko mniej zamulone. Aromat niestety średnio wyczuwalny, jak się dobrze zaciągnąć to czuć nawet banany. Niestety nic poza tym. No dobra, może, gdzieś, daleko, lekki goździk.
Pierwszy, drugi, trzeci łyk. Kurde, woda. Słabo wyczuwalny banan z przyprawami, nic więcej. Końcówka jest taka... bez wyrazu, czuję jakbym połykał już tylko wodę. Nie no tak nie może być, dajmy się mu trochę ogrzać. Szybki przegląd wiadomości żeby zapełnić jakoś czas czekania: Putin osobowością roku według The Times... komuś chyba spadła sprzedaż druku. Wróćmy jednak do tematu bliższemu memu sercu, pomogło ale nie aż tak mocno jakbym chciał. Wyczuwalne słody, w tle gdzieś skaczą drożdże. Konsystencja jest nader dziwna, trochę taki bardziej wodnisty kogel-mogel. Fajnie się je pije przez to, przyjemnie wędruje po języku. Pijalne, ale głównie przez średnią wodnistość niestety. No nic, było minęło!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz