Czasami człowiek zostaje oszukany tak, że aż go serce zaboli. Jestem prosty, dla mnie dwa plus dwa to cztery. Tak samo dla mnie piwo świąteczne to przyprawy/piernik. Namówiony wielce przez kumpla kupiłem Krakonosa Świątecznego. On sam robi sobie zawsze zapas jak tylko to piwo pojawia się w sklepach. 12 i 11 mi bardzo smakowały więc oczekiwałem pięknie pachnącego piernika.
Uwielbiam takie stare etykiety, słowiańskie, rysowane starą kreską. To samo na kapslu, ah! Butelka też jedna z moich ulubionych, grube szkło, wiesz że trzymasz coś solidnego w ręce. Kapsel trochę ciężko odszedł, no nic, przypadek!
Po nalaniu tworzy się bardzo ładna piana, średnio się utrzymuje ale niestety nie pozostawia po sobie nic. Aromacik mocno słodowy, średnio wyczuwalny ale taki jak lubię czyli bez zbędnych słodkości ponad normę. Oczom natomiast ukazuje się czyste złoto.
Łykam i... będzie dobrze. Znane mi już ułożenie smaków. Do dziś się dziwie jak zwykły lager może dawać tak fajne doznania smakowe, być tak fajnie ułożonym trunkiem. Bardzo fajna podbudowa słodowa i gorycz, która przychodzi pod koniec. Jest też większa niż w poprzednich piwach. Dość pełne ale nie sycące, bardzo pijalne. Nic nie zalega, nie powoduje niepotrzebnych grymasów na twarzy. Słodycz trzymana w ryzach, najlepiej ze wszystkich Krakonoszy. Przepyszna czternastka... no właśnie.
Co to ma do świąt? Według mnie nic i to mi się nie podoba. Gdzie są pierniki, baa, gdzie jest coś innego, czego każdy oczekuje od piw świątecznych. Czuję się szczęśliwy ale zarazem oszukany. Czternastka spokojnie mogłaby wejść do stałego repertuaru piw z Krakonosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz