Jakież to zdziwienie ogarnęło moją przerośniętą brodę gdy zobaczyłem to piwo w lodówce zaprzyjaźnionego sklepu monopolowego. No popatrzcie na tą etykietę. Aż przyjemnie się ogląda i każdy sikacz smakuje lepiej gdy się spogląda na tak pocieszny obrazek.
Najdziwniejsze jest jednak to, że piwo to pochodzi z czeskiego browaru Opat (w sumie to Broumov). Zadziwili mnie swoim Absinthem i całkiem przyjemnym czekoladowym, w sumie to muszę dorwać więcej Opatów w tym roku. Wracając do pasiastego pana w czapce, jest to dziesiąteczka czyli nie ma się co spodziewać szczególnych doznań smakowych. A może jednak?
Leje się spokojnie, piana rośnie do sporych rozmiarów. Niestety, szybko się redukuje ale pozostawia przyjemny kożuszek (trochę wielkości wąsa z etykiety) do samego końca picia. Kolor mocno wyblakły, jasny złoty. Pierwsza myśl: będzie wodniste jak cholera. Szybki niuch i od razu zmieniam zdanie. Aromat dość wyraźny, słodowy, trawiasty, trochę hmm... mokrych chmieli?
W smaku jest... lepsze niż niejedna 10' którą zdarzyło mi się pić to tu, to tam. Mocno słodowe, wbrew pozorom nie za słodkie. Pełne i zarazem orzeźwiające. Nagazowanie średnie, według mnie idealne. Goryczka pojawia się na końcu ale jest trochę za słaba jak na mój gust, a nawet jak na pilsnera. Jest dość krótka, trawiasta. Na początku myślałem, że będzie po prostu wodniste, nic z tych rzeczy. Nie jest tworem wybitnym, nad którym można snuć wykłady piwne godzinami ale jeżeli dobrze pamiętam, kosztowało mnie coś koło 3zł... spokojnie można nim zastąpić każdego z naszych koncerniaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz