Cały ten szał...piw jakoś mnie ominął. Będąc na Festiwalu Dobrego Piwa rok temu nie widziałem tego browaru kontraktowego na żadnym stoisku, może byłem bardziej zajęty lambicami... Podobno mieli tam swoistą premierę. No cóż, trzeba jakoś nadrobić zaległości. Zacznijmy od dziołchy wprost z pyrlandii.
Nie wiem czemu ale zdziwiła mnie informacja na etykiecie ażeby nie wstrząsać piwem i lać je powoli. Syf należy zostawić na dnie butelki. Wiadomo, zależy od stylu ale inne browary zapominają o takiej informacji. To takie... domowe, sam taką notatkę wkleiłem na etykietę domowego stout'a. Plus dla panów z Szałpiw.
Chwytam więc za nonic'a i leję powoli, co by nie wzburzyć tego złowieszczego syfu z dna piekła. Tutaj kolejne zdziwienie, piwo wydaje bardzo swoisty dźwięk podczas nalewania... albo to ja już sobie coś ubzdurałem. Taki donośny się wydaje. Sam trunek wygląda całkiem zacnie, mimo tego, że średnio mi wyszło nalewanie i klarowności nie uświadczyłem. Piękny bursztyn ze słabą pianą niestety. Dość szybko zaczynała pękać, wręcz umierać. Dawno nie widziałem tak dużych kraterów, z każdym ich wybuchem piwo wydawało się krzyczeć "kill me" ... a może jednak "drink me" ?
Aromat ni to mocny ni to słaby. Wyczuwalny ale bez szału. Pierwsze co dochodzi do nozdrzy to słody, pełne, bardzo fajne muszę przyznać. Następny jest alkohol, delikatny, specyficzny, bądź co bądź przyjemny. Jest też coś jeszcze... hmm, kruszonka! Posypka do ciasta drożdżowego, którą za młodu wyjadaliśmy z kuzynami u babci na wakacjach. Haha, jest miło. Lejem te wspomnienia z dzieciństwa do ust. Hmm już nie jest tak słodko, pełno słodów z posmaczkiem drożdżowym. Jakby się uprzeć to są też lekkie owoce, głównie brzoskwinia. Goryczka dość niska ale za to wraz z nią przybywa lekki i przyjemny posmak pieprzowy. Całość wydaje się dość pełna ale jakoś nie czuć tego po wypiciu. Dopiero przy pustej szklanicy przeczytałem w internetach, że słodowości w tym powinno być niewiele... eee tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz