Pierwsza Kawka zapoczątkowała moje poszukiwania działeczki rekreacyjnej. Co prawda już wtedy wybrałem paletko moich przyszłych wojaży piwnych ale dopiero przylot drugiego, ciemniejszego ptaszyska pomógł mi podjąć ostateczną decyzję. Sama działeczka wymaga dużo wkładu ale sądzę, że robiąc piwne degustacje na weekendy na pewno szybko się uporam z jej... wyglądem.
Czym jest zatem druga Kawka? Ano Coffee Stout'em, jak już pewnie się domyślacie ślinka aż mi cieknie. Do piwa dodano prawdziwej kawy, tak jak w Coffee Ale. Patrze na dość dużych rozmiarów czereśnie, którą będzie trzeba tu i ówdzie przyciąć. Kawki chyba nie wyjadają tych jakże uwielbianych przeze mnie owoców nie? Wiem na pewno, że ze szpakami będę miał problem.
Jak przy jasnym ptaszysku, chwyciłem za pokal Chimaya, idealnie pasujący do tego typu zwierzaków. Pierwsze co mnie zaskoczyło to zapach z butelki. Mocna kawa ale nie taka znana z normalnych coffee stout'ów. Jednak daje coś ten dodatek zwykłej arabici. Paloność trzymana w ryzach i w nosie panuje taki aromat jak z ekspresu ciśnieniowego. To samo ze szkła, no może jednak z lekkim masełkiem, które tutaj akurat mi nie przeszkadza w ogóle. Nie jest natarczywe i w prawdzie czuć lekko takie cappuccino ale nie jest słodkie i miażdżące. Trochę działa jak tło wypełniające całość, mała czarna nadal na pierwszym planie. Piana ładna, drobna i dość wysoka. Tym razem nie musiałem specjalnie jej wymuszać. Wytrzymała do połowy picia pozostawiając półksiężyc. Kolor to istna otchłań, zero prześwitu.
Pierwszy łyk i wiem, że będzie przyjemnie. Gdy tylko piwo dotyka języka ujawnia się lekka słodycz, pewnie od masełka, właśnie taka cappuccinowa. Zaraz za nią jednak, jak wielki brat z karkiem większym niż moje rowerowe udo, pojawia się kawa. Bez dodatków, cukru to ona nie widziała na oczy a nawet nie słyszała o takim tworze w najgorszych opowiadaniach ludowych. Mleko jest dla niej tworem wyobraźni babci Macchiato. Po prostu czysta, gorzka kawa wspomagana lekką popiołowością i odrobiną kwasku (nie wiem od czego). Jest taka surowa, jak moja działka. Zdjęcia do zobrazowania mojego stanu umysłu poniżej. Jak dla mnie bomba, jest niesamowicie pijalne i żałuję, że sobie nie zrobiłem zapasu. Jeżeli miałbym je jednak porównywać z Coffee Ale to niestety przegrywa ono o dosłownie foto finisz. W jasnej Kawce był ten efekt zaskoczenia i uciechy z udanego eksperymentu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz