Drugie picie:
Browar Ninkasi miał ciężki start na naszym rynku. Ich piwa nie wyróżniały się niczym szczególnym, no chyba że człowiek liczy wpadki w pojedynczych butelkach. Sam olałem trochę ich trunki po spróbowaniu owsianego stout'u. Nadarzyła się jednak idealna okazja na powrót. Browar przeniósł się z warzeniem na... Litwę.
Wcześniej warzyli w Koszalinie, to daje nam równe 860 kilometrów na wschód. Czemu postanowili wybrać się aż na północną granicę pomiędzy Litwą a Łotwą? Nie wiem, w sumie to z Warszawy do Koszalina też nie mieli blisko. Tli się we mnie nadzieja, że zmiana miejsca wyszła im na dobre. Mamy większy ekstrakt, przeskoczyli z 12,5% na 14,4% co według mnie powinno dobrze wpłynąć na samo piwo. Nie wiem czy zniosę kolejnego zmarnowanego stout'a w swoim życiu.
Pierwsze co mi się spodobało już w sklepie to zmiana nazw najnowszych piw Ninkasi. Używanie numerów z tabelki BJCP było trendi tylko na początku. Typowy konsument piwny, nawet kraftopijca, nie zna za dobrze tej numerologi i doprowadzało to tylko do knocenia nazw w zwykłej rozmowie. Mamy też większą, rozdzieloną etykietę ale to chyba tyle jeżeli chodzi o zmiany graficzne. Hola hola... dopiero po paru chwilach zauważyłem, że pozłacane elementy zniknęły i zastąpiły je zwykłe, drukowane. Samo piwo się za bardzo nie zmieniło, piana jest drobniejsza, miła dla oka. Problem jednak w tym, że znika w zastraszającym tempie nie pozostawiając nawet śladów na ściankach. Kolor piwa raczej się nie zmienił, nadal jest czarne i bez prześwitów.
Z nadzieją zaczynam wąchać i z przykrością muszę stwierdzić, że nie jest to aromat moich marzeń. Jest słodko, za słodko jak na mój stoutowy gust (nawet owsiankowy). Popcorn z masłem, i to w zastraszających ilościach. Co prawda dwuacetyl może być jakąś częścią aromatu ale już dawno nie piłem piwa, które tak mocno zajeżdżało kinowym popcornem. Gdzieś w tle da się wyczuć lekką paloność ale jest za słaba aby cokolwiek zdziałać. Po ogrzaniu owy popcorn zamienia się w wersję jeszcze słodszą, polaną karmelem. Coś takiego sprzedają np Cinema City. W dodatku całość jest dość intensywna więc przygnębia jeszcze bardziej. W smaku na szczęście jest więcej spalenizny ale całość nadal jest bardziej słodkawa niżeli wytrawna. Balansu w tym trunku na pewno nie ma. Mamy mleczną czekoladę z wanilią co jest dość przyjemne i muszę przyznać, że pije się całkiem spoko (paloność nadal robi za tło). Jest też lekka kwaskowatość stoutowa na początku każdego łyku. Finisz niestety dość wodnisty, mimo tego nie powiedziałbym, że całość taka jest. Nagazowanie niskie, za co jestem wdzięczny. O jakiejkolwiek goryczce zapomnijcie, owsiance (czy nawet pochodnych owsa) z resztą też bo maślany popcorn jest czymś zupełnie innym. Najśmieszniejsze jest to, że wypiłem je ze smakiem. Może to wpływ mijających świąt Wielkiej Nocy?
Oryginał 05.02.2014:
Będąc ostatnio w specjalistycznym sklepie z piwem stwierdziłem, że jako szanujący się piwosz i alkoholik w jednym, przegapiłem dużą ilość premier piwnych. Co najgorsza, przegapiłem też dużo nowych browarów powstałym w przeciągu ostatniego roku. Sięgnąłem więc głębiej w otchłań portfela i zakupiłem parę "nowości".
Jedną z nich jest oatmeal stout od Ninkasi, browaru kontraktowego małżeństwa z Warszawy. Jak narazie ich miłość do piwa zaowocowała tylko jednym, na szczęście jest to mój ulubiony gatunek więc nie ma co narzekać. Nauczony porażką z Blue z Chimaya poczytałem sobie trochę o tym trunku. Według wielu pierwsza warka była co najwyżej średnia i w dodatku zajeżdżała masełkiem aż miło. W sumie to się mocno zastanawiałem dzisiaj czy nie lepiej byłoby wypić pieprzowego Opata. Data ważności do 18.02 przechyliła szalę wyboru na stoucika, po raz kolejny, nie narzekam. Acha, nazwa piwa, z początku dla mnie dziwna, to po prostu numer stylu w skali BJCP.
Kapsel niestety goły, etykieta za to fajna. Taka prosta a zarazem miła dla oka. Dużo informacji o składzie, stylu i z czym najlepiej spożywać piwo. Sięgnąłem więc po jak najbardziej odpowiednie szkło. Z początku byłem zmartwiony, piana nie chciała rosnąć. Aż tu nagle, bez ostrzeżenia wyskoczyła w górę, ledwo udało mi się ją ujarzmić. Trzeba przyznać, że jest ładna. Może nie kremowa ale za to trzyma się dość długo. Kolorek to już czysta otchłań.
Tutaj wtrąca się pies. Drapie o moje biurko prosto ze sklepu Bodzio, jak sama nazwa wskazuje nie jest to solidny mebel. I co ma człowiek zrobić? Ano bawić się siłowo z beaglem, taka rasa. Po parunastu minutach wracam do wodnistego węgla. Jest lekko cieplejsze ale stoutom to nie przeszkadza przecie. W zapaszku (średnio intensywnym) mamy głównie kawę z mlekiem. Długo zastanawiałem się, czy czuję też masełko. Po dogłębnym i męczącym wąchaniu stwierdziłem, że bardziej mi to owsiankę przypomina, mniam. W smaku dużo się nie zmienia, dalej głównie kawa z mlekiem i odrobiną cukru (nie słodzę kawy ani herbaty, dlatego nawet najmniejsza ilość cukru jest dla mnie w tych napojach wyczuwalna). Jest też paloność, mniej słodowa a bardziej taka popiołowa. Goryczki praktycznie brak a i owsianki z aromatu nie wyczuwam. Piwo jak najbardziej przepyszne ale trochę mu brakuje do oatmeal'a. Gdyby się człowiek miał uprzeć, to taki bardziej lekki milk stout.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz