Przyszły do mnie dzisiaj nowe Grodziskie od Pinty, o stoucie z Buxton nie wspomnę. Korciło mnie namiętnie żeby otworzyć któreś z nich ale obiecałem sobie i kumplowi, że spróbuje dzisiaj wynalazku z Tajlandii. No może nie jest to wynalazek do którego nas przyzwyczaiły rodzime browary. Gdy widzę jednak puszkę bez znanych mi liter (a nawet szlaczków!) i bez daty ważności... zaczynam się mocno zastanawiać.
Jedna rzecz mi się podoba od początku, puszka, a bardziej jej pojemność. Według mnie 330ml jest o wiele lepszym rozwiązaniem niżeli całe pół litra. Lekko się pije, nie wygazuje (tak tak, wiem, że nie ma takiego słowa w słowniku) się za szybko i nie zdąży się ogrzać (co jest zgrozą w tanich lagerach). Patrząc na oceny na ratebeer nie bardzo mi się chce. Nie zawsze jednak może być pięknie i kolorowo.
Pstryk! Nie wybuchło mi w twarz, jest dobrze. Nalewa się ładnie, kolorek trochę ciemniejszy niż zwykle miewają lagery, czyste złociszcze, bez żadnych farfocli. Piana to żart, znika szybciej niż ta z Coli. A jak fajnie buzuje! ... No nic. Wygląd puszki mi się jednak podoba, lubię słonie.
Wącham i... przenoszę się do innego kraju, tylko kurde, czy w Tajlandii uprawiają kukurydzę? Co prawda niuch zaczyna się od nikłych słodów ale bardzo szybko następuje atak kukurydziany. Na pewno nie ma w tym ryżu. Pojawia się on dopiero przy trzecim, może czwartym łyku. Towarzyszą mu cholernie słabe słody i mokry karton. Nie możemy oczywiście zapomnieć o naszej przyjaciółce kukurydzianej, która i w smaku ma dość mocną pozycję na pudle... mokrym. Pojawia się też goryczka... coś pokroju bimbru z rozpuszczalnikiem. Ja już nie chce, gdzie są moje eurolagery? ...
Szacun za świadomy sadomasochizm. Szkoda że nie było butelki 0.5 :-).
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam Changa, szkoda że jest tak słabo dostępny w Polszy. Turyści w tajlandi dzielą się na tych co uwielbiają Changa i na tych co uwielbiają Leo... może i tego drugiego byś mógł spróbować?
OdpowiedzUsuń