Przyznam się wam, że zaniedbuje swój rower. Co prawda jeździłem trochę przez zimę ale nie o takie traktowanie mi chodzi. Oj nie chciało mi się go czyścić... a powinienem, ratowanie łańcucha nie jest fajnym zajęciem. Szczególnie gdy już raz nam pękł...
Dlatego wybrałem się dzisiaj do sklepu po specyfiki czyszczące. Czym by jednak była "praca" bez orzeźwiającego napoju? Aaakurat kończyła mi się data przydatności ostatniego piwa z Pracowni... Piwa. Dziwna sprawa, american wheat? Jeżeli dobrze to rozumie ma to być tropikalny pszeniczniak po prostu. Ktoś już chyba kiedyś próbował czegoś takiego... i mu nie wyszło. Panowie z Pracowni nie zawiedli mnie jeszcze więc dajmy im szansę!
Kapsel golas, wyrzucamy go więc w odmęty niepamięci. Etykieta, jak już wiele razy zaznaczyłem, piękna. Piwo jednak, jest jeszcze piękniejsze. Śliczny, mętny kolor złota. Coś pomiędzy zwykłym pszenicznym a dunkel weizenem. Nawet mi te farfocle nie przeszkadzają (to chyba chmiel). Piana bieluteńka jak obłoczki na niebie, jeszcze gdyby trzymała się mocno. Co prawda nie znika od razu ale szybko się redukuję pod wpływem przechylania szkła.
Rower wymyty i nasmarowany. Teraz tylko poczekać chwilę, żeby wszędzie smarowanie zadziało. Mamy więc czas na wąchanie. A jest co wciągać. Nawet na dworze czuć mocny aromat tropików (głównie mango) i cytrusów wszelakich. Cała słodowość pszeniczna chowa się gdzieś w oddali. Przyznam się szczerze, że akurat w tym momencie nie brakuje mi tu nut czy to drożdżowych lub też przyprawowych. Piję więc w spokoju, pierwszy, drugi, trzeci, solidny łyk. Cholera, mocno pijalne. Trzeba uważać bo mi się zaraz skończy i będzie zmoczka. Jest wojna, słody przeciwko chmielom i nie mogę się zdecydować kto wygrywa. Z jednej strony mamy to pszeniczne wypełnienie ale z drugiej atakują co chwile Amerykanie (cytrusy, tropiki). Po długim namyśle stwierdzam, że odrobinę więcej jest w tym zboża. Goryczka jest swoistym dopełnieniem wszystkiego, delikatna, nie przeszkadza ale zaznacza swoją obecność. Według mnie jednak mogłaby być większa. Kurde, z chęcią zamieniłbym wity-srity (nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam je, szczególnie w gorące, letnie dni) na ich amerykański odpowiednik. Szkoda tylko, że cholernie trudno jest dostać to piwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz