Jakoś mnie tak wzięło na przechadzkę po lesie po pracy. Leniwy jestem więc chwyciłem za rower i podjechałem do najbliższego zbiorowiska roślin, przez większość nazywaną drzewami (za mała odległość na Pijanego Rowerzystę). Ku mojemu zdziwieniu w samym środku owej lokalizacji znalazłem... pustkę.
Wycinka drzew czy jakie inne licho, nie wiem. Dobrze przynajmniej, że posadzili nowe. Dopiero po paru minutach, gdy zacząłem używać jednego z pieńków jako swoistego stoliczka, pewien pan (z bardzo zakrzywionym wyrazem twarzy, też na rowerze) wytłumaczył mi, że jakaś straszliwa plaga chwyciła owe tereny i musieli wszystko wyciąć. Popatrzył na jeszcze nie otwartą butelkę Grodziskiego: "Ja też lubię sobie czasami wypić pysznego Żuberka w spokoju" i pojechał.
Czym się różni 2.0 od 3.0? Ano w tym ostatnim dodali jeszcze słód jęczmienny wędzony. O nim w przyszłości, chyba zabiorę je na już dłuższą wyprawę rowerową. Uboższa wersja prezentuje się znakomicie. Wybrałem szkło, które najbliżej przypomina kielich, w którym poleca się pić grodziskie (co zrobisz, nie mam takiego) i muszę przyznać że ta delikatna pianka pięknie wygląda w imperatorskiej szklance. Jest śnieżnobiała ale niestety utrzymuje się dość krótko. Pozostawia jednak kożuszek, który pięknie się prezentuje w złotej obręczy szklanki. Kolor piwa przypomina trochę białe pszeniczne, o dziwo jest bardziej mętne niż dotychczasowo mi spotkane piwa tego stylu.
Zapach? O jezu! Bardzo mocna wędzonka atakuje od samego początku. Zdziwienie jest jednak co do jej pochodzenia. Jak przy wcześniejszych piwach tego typu mogłem mniej więcej określić co mi ona przypomina tak tutaj mam pustkę w głowie. Dopiero po spróbowaniu stwierdziłem, że szukałem w kompletnie złym kierunku. Żadne kiełbasy czy tam szyneczki, po prostu dymione drewno. Coś pokroju kory po dopiero co ściętym drzewie (patrzcie jak mi lokalizacja podpasowała, heh). Bardzo przyjemny smaczek a w połączeniu z subtelną ale wyraźną goryczką to już w ogóle petarda. Jest też lekki kwasek, który dodaje pijalności i naprawdę pomaga ugasić pragnienie. Wszystko skleja lekka pszeniczna słodowość. No i ta konsystencja. Z początku wydaje się gęsta, lepka, jak jeszcze ciepła beza. Szybko jednak spływa i domaga się kolejnego łyku. Dziw nad dziwy, mówię wam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz