Trzymałem to piwo skrzętnie w piwnicy specjalnie na Wielkanoc. Taki kaprys, no bo w końcu mało jest piw sezonowych na akurat te święto (o tym z Okocimia nie ma co wspominać nawet). Problem był jednak z tym, że przydałoby się zjeść coś do niego. Z pomocą przyszedł kumpel który w 15 minut zrobił całkiem przyjemne burgery domowe.
Zacznijmy może od mięsa, kucharz ze mnie marny, umiem zrobić jajecznice na boczku. Dlatego smażeniem zajął się pewien jegomość o imieniu Adam. Co mnie najbardziej zdziwiło to to, że można bardzo szybko zrobić proste, ale za to bardzo smaczne burgery w zaciszu domowym. Szybki przepis dla takich laików jak ja:
Burger:
125 g wołowiny
Szczypta szałwii
Czarny pieprz
(Całość zgnieść)
Bułka:
Z Tesco
Sos:
Ogórek kiszony
Pół cebuli
Mały ząbek czosnku
Łyżka musztardy sarepskiej/delikatesowej/ rosyjskiej (w zależności jak ma być ostry)
Łyżka musztardy francuskiej
Łyżka majonezu
(wszystko drobno pokroić lub zmiksować)
Co robić:
Bułkę podgrzać na patelni lub w piekarniku na zapiekanie. Mięso smażyć na bardzo gorącej patelni (ma prawie dymić), wrzucić trochę masła (dla karmelizacji) jak tylko się rozpuści, smażyć kotlet 2-3 minuty z jednej strony - starając się nie przewracać (czyli z jednej strony 2-3 minuty i potem obrócić na kolejne 2-3 minuty). Całość złożyć.
Proste? Proste, a jakie smaczne! Najlepiej mieć do tego jeszcze jakieś dobre piwo, czy Jurajskie takie jest? Przekonajmy się!
Przyznam się szczerze, że z wielkim żalem trzymałem je w piwnicy. Sama myśl o piwie z kakao, miodem gryczanym i szczyptą chili wymuszała we mnie ślinotok. W końcu cholernie mało było prawdziwych świątecznych trunków na Boże Narodzenie i z bólem serca schowałem je w odmętach piwnicznych. Etykieta jest świetna według mnie, mimo rażących, złotych akcentów. Infografika jest bardzo fajnie zrobiona, no i ten renifer! Jedyny problem jaki mam to jakość papieru, już przy kupnie był zmarszczony. Wyglądu piwa nie ma się co czepiać. Czarne jak wągiel, bez prześwitów. Piana z początku zbita szybko zaczęła się redukować do kożuszka. Z początku myślałem, że to przez alkohol ale nie, Jurajskie ma tylko 5,6%.
Szybki niuch i jest moc gorzkiej czekolady. Ale w sumie... chyba nie, to coś innego. Kakao! Dosłownie bije pięścią w nos. Lekko słodkawe, jak kakao z mlekiem, oj pasowałoby w zimowe, grudniowe wieczory. Po pierwszych dwóch łykach stwierdziłem jedno, nie jest aż tak mocno pikantne jak Grand Imperial Chili Porter, co akurat w tym przypadku mi pasowało. Wyczuwalne papryczki pojawiają się na stałe dopiero w połowie picia. Co do wszystkich smaczków, zaczynamy od lekko słodkawego kakao z mlekiem aby zakończyć na gorzkiej czekoladzie z chili, których lekka pikantność przyjemnie pozostaje w ustach na krótki czas. Przyznam, że miodu (niby 21% ekstraktu) nie wyczułem jako takiego. Możliwe, że to on dał ten efekt słodkiego kakao z mlekiem. Mimo dużych kontrastów piwo jest ładnie zbalansowane i ułożone. Łagodnie przechodzi z jednego smaku w drugi. Możliwe, że jest to wina leżakowania, czytałem na innych blogach, że ludziom zdarzało się je wylewać do zlewu bo było niepijalne. Mi się piło bardzo przyjemnie a niskie nagazowanie tylko potęgowało przyjemność z picia. W połączeniu z burgerem miodzio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz