Śledź mnie na:

Pijany Rowerzysta: AIPA (ZZ Wojkówka)



By  Piwny Brodacz     29.4.14    Tagi:,,,, 

Ja pierd... ale dobra, spokój. W końcu tylko on może nas uratować. Nie powiem, miałem jakieś tam oczekiwania co do tego piwa. No bo hamerykańska IPA to piękna rzecz przy okazji zmęczenia rowerowego. Mocno orzeźwia i dodaje mocy na kolejne kilometry. No i przeca jest to limitowana produkcja, "jednorazowo warzonych jest 1500 piw"! Ale o tym cudzie za chwilę. Załączyłem, głównie, Nickelbacka na MP3 i w drogę (tak tak, wbrew powszechnej opinii mają bardzo dobre kawałki, poza tymi radiowymi, którymi zarabiają).

(klikając w mapkę odniesie was do treningu)

Dawno nie byłem na Odrze, brudna to rzeka, niekoniecznie ładna czy tam widowiskowa. Jest jednak swojska i gdy człowiek nie boi się przestarzałego prawa może być całkiem przyjemna. Szybkie pedałowanko po byłej S3 i ukazuje się nam taki oto straszny napis (poniżej). Jak to mówią gimnazjaliści "fak de system".



Wolę prawy brzeg, wały są utwardzone i dobrze się po nich jeździ. Te po drugiej stronie rzeki są w większości odnawiane i na tą chwilę składają się głównie z piasku, po którym nie da się jeździć. Jadąc tak i oddychając rześkim powietrzem zdziwiłem się mocno, bardzo dużo rybaków siedziało przy brzegu. Na rybołówstwie się nie znam ale wydawało mi się, że trochę jednak za wcześnie jeszcze. Pomijając ten fakt, widać, że dużo jest tu przybrzeżnych wiosek. Np takie oto drzewo, zamienione w domek, który przetrwał nie jedno zalanie. Są też mniej chwalebne oznaki, ja rozumie picie piwka nad wodą. Śmieci jednak zabieramy ze sobą karwasz twarz.


Dojechałem do promu, którym bardzo często przeprawiam się przez rzekę jadąc do większego miasta z browarem Haust w centrum. Jest coś uspokajającego w tym terkotaniu, które wytwarza stalowa linia ociężale sunąca po kole, które jakoś dziwnie przypomina felgę od ursusa.


Usiadłem sobie na brzegu, i przy zazdrosnych spojrzeniach sympatyków karasi i sumów otworzyłem piwo (na około 36 kilometrze). Jest pięknie, sielsko, owadów nie ma za dużo więc da się jeszcze wytrzymać (nawet nie chcę myśleć o tym ile ich będzie po tak słabej zimie). Co jakiś czas plumka coś na tafli wody. I co? Ano Wojkówka uderza mnie w głowę nokautując wszystko co mi się tak tutaj podoba.


Trzeba im jednak przyznać, że z początku nie było tak źle. Etykieta jaka jest każdy widzi, średnia dla oka, nic nie wnosi oprócz podstawowych informacji i loga browaru. Piwo jednak wygląda bardzo fajnie i zaskakująco. Jest ciemne, miedziane wręcz. Ładnie kontrastuje z zielenią wyrastającą z betonowych kloców na których sobie pozwoliłem usiąść. Piana, z początku wysoka, szybko zaczęła opadać oblepiając ładnie szkło.


Z dużym entuzjazmem chwyciłem nonica i przechyliłem biorąc pełny łyk. Hola hola, coś tu jest nie tak. Z tego całego podniecenia zapomniałem powąchać (może to i lepiej?). Już ten pierwszy łyk nastawił mnie sceptycznie do pomysłu użycia nosa. Czemu? Bo po pierwsze primo, to nie jest aromat AIPA. Po drugie primo to nie jest w ogóle aromat tylko smrodzik. Po części przypomniało mi się moje IPA, które za wcześnie otworzyłem. Zajeżdża granulatem chmielowym prosto z plastikowego opakowania. Moje się ułożyło na szczęście ale najwidoczniej nie tylko domowi piwowarzy-amatorzy robią takie błędy. Wszystkiemu towarzyszy też nutka skarpetki, takiej tygodniowej. Jakoś mi się odechciało pić. Po jednym łyku nie opiszę tego monstrum za dobrze więc flaga na maszt i chluśniem za ojczyznę. Zacznijmy może od jedynego plusa, piwo jest bardzo aksamitne i przyjemnie spływa po języku. No... to tyle. Słody są, owszem. Bardzo mdłe i bez wyrazu. Cytrusów w tym nie ma, jest za to lekka kwaskowatość, która ni za cholerę mi tu nie pasuję. Goryczka jest średnia a nawet stwierdzę, że niska jak na ten styl. Jest też jakaś taka chora, jakbym miał ją sobie zmaterializować to byłaby kotem, który został przymusowo wrzucony do wody i teraz wygląda mizernie i słabo oblizując się na brzegu. Tak samo smakuje całe piwo, ale lizania mokrego kota nie będę sobie wyobrażał... nieee. Wylałem połowę w krzaki. Mam nadzieję, że nie spowodowałem jakiejś katastrofy ekologicznej. Wracając miałem dziwne wrażenie jakby Matka Natura chciała mi ten fail jakoś wynagrodzić. 



Najpierw uczepił się mnie motyl i nie chciał puścić. Potem znalazłem żabie królestwo. Dosłownie kazylion małych żabek skakało po lesie, zaraz przy bobrzej tamie. Niestety żadnego bobra nie udało mi się uchwycić, raz tylko słyszałem jak coś chlusnęło do wody. Bądź co bądź wyjazd dobry, tylko piwo podłe.




Piwny Brodacz

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi. Dzięki temu uświadomisz innym, że piwo nie kończy się na lagerach a i mi pomożesz w szerzeniu kraftowej kultury. Walczmy z koncernową niewiedzą, każdy z nas może być Rycerzem Ducha Kraftu! Pamiętaj też, że piwo kraftowe zmienia się i każda kolejna warka może inaczej smakować.

6 komentarzy:

  1. Brawo za opis. Przykre że piwo nie podeszło. Było w terminie? Bo ja tak kiedyś miałem -a później się okazało że piwo po terminie mi sprzedano. Może to było przyczyną?
    Okoliczności przyrody bardzo piekne.
    javiki

    OdpowiedzUsuń
  2. Piłem akurat w niedzielę z tą samą datą Skarpet tam może nie czułem, ale faktycznie było jakieś nijakie, zero cytrusów, zupełnie nie tego oczekiwałem po AIPA.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piłem to piwo kilka miesięcy temu i smakowało tak jak w opiscie wyżej. To nie jest piwo tylko antypiwo. TOTALNA KICHA!

    OdpowiedzUsuń
  4. Brawa za dystans, ja dziś wykręciłem 65 km, piwa nie piłem a miałem okazje w sumie dobrze że mi się nie udało:-) ps robisz jakieś trasy ponad 100 km?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo, mam szerokie opony i bieżnik jak glebogryzarka więc ciężko się jeździ na asfalcie. A kondycji do zrobienia 100km po lesie jeszcze nie mam ;)

      Usuń


Informacje prawne:

Treści na blogu przedstawiają autorską ocenę produktów i mają charakter informacyjny o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz. U. 2012 poz. 1356). Blog jest dziełem całkowicie hobbystycznym i nie przynosi żadnych zysków. Treści na blogu tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Copyright:

Wszystkie zdjęcia (jak i treści) na blogu są mojego autorstwa i nie zgadzam się na ich rozpowszechnianie, publikowanie, jakiekolwiek używanie (w celach zarobkowych lub nie) bez mojej zgody. Dotyczy to wszystkich mediów a głównie internetu, czasopism itd.

Kontakt:

Patryk Piechocki
e-mail: realdome@gmail.com