Nie kupuje się piwa dlatego, że ma ładną etykietę tak samo jak się nie ocenia książki po okładce. Co jednak miałem zrobić gdy w niedziele, powoli ulatniając się z już lekko opuszczonego WFDP zobaczyłem tak pięknego stwora na butelce? Ostatnia dycha w portfelu aż się dobijała chcąc poświęcić swój żywot za tak uroczy malunek. Pamiętajcie, dyszkom się nie odmawia.
Przyznam się szczerze, że nigdy nie słyszałem o austriackim Bevog Brewery. Może to i grzech patrząc na ich etykiety. Mistrzostwo świata według mnie nawet jeśli nie mają nic wspólnego z danym piwem. Po RISie z Hausta miałem ponownie chrapkę na jakiegoś stout'a. Mam jeszcze B-Day 2.0 i Jurajskie Stout Czekoladowy ale stwierdziłem, że na słodycz nie mam ochoty. W sumie to nawet chciałem z nim gdzieś pojechać na rowerze ale... to zrobię kiedy indziej z Przewrotem Mlecznym.
Jak już wspomniałem etykieta to istny majstersztyk. Nie wiem co za stwór jest tam namalowany ale przypomina trochę żubra, tylko takiego bardziej zhumanizowanego. Papier też jest przyjemny w dotyku i trwały. Kapsel to kolejny artyzm browaru, z początku wydaje się chaotyczny i lekko przypomina mi (jakieś takie dziwne skojarzenie) grafiki spotykane na Reds'ach. Po dłuższej chwili stwierdzam jednak, że pasuje stylem do baśniowych etykiet. Piwo nalałem do Teku bo jestem fanboyem, i tyle. Prezentuje się bardzo ładnie, czarne bez prześwitów. Piana z początku kremowa i wysoka szybko się redukuje do małej obrączki. Trochę szkoda, zapowiadała się tak dobrze.
Szybki niuch i wiem, że będzie dobrze. Średnia paloność wspomagana przez kawę zbożową walczy o każdy wdech. Leciuteńko słodkie ale milk stout to na pewno nie jest. Gdzieś w oddali pojawia się też aromat owsianki ale miejsca na podium mu nikt nie przyznał. Czy mi to przeszkadza? Broń boże. Zaczynam pić i jest zdziwienie a nawet zakłopotanie. Wyobrażałem sobie duża aksamitność a w piwie od Bevog'a jest ona na dość niskim poziomie, zahaczającym lekko o zwykłe piwa. W smaku jednak jest petarda. Owsiana paloność, która nie może się do końca zdecydować czy jest słodka czy może bardziej wytrawna. Kawa też się szamota bo ma jakieś rozdwojenie jaźni. Raz jest z mlekiem a raz czarna. Przyznam się, że czegoś takiego nigdy nie miałem, praktycznie każdy łyk to ruletka. Przy bardziej słodkawym wariancie wyczuwalne też pomarańcze. Goryczka bardzo niska, z kwaskiem, pojawia się tylko po to by zaznaczyć swoją obecność i pięknie zakończyć każde przełknięcie. Nagazowanie bliskie zeru, dzięki bogu. Najlepsze w tym piwie jest to, że nie jest to ukryty milk stout. Dopiłem do końca z płaczem, czemu nie kupiłem więcej butelek?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz