Niech wszyscy wiedzą wszech i wobec, że Lidl ma zamiar edukować ciemny lud w kwestii alkoholi wszelakich, głównie piwa z całego świata. Przyznam się szczerze, że gdy zobaczyłem pierwsze ekskluzywne piwa z tej serii Browarnia Lidla lekko się uśmiechnąłem. Amberowskie trunki to już lekka przesada, szczególnie przy ostatnim spadku jakości ich piw. Potem były wymysły argusowe i z tego co czytałem dobrze, że nie kupiłem ani jednej sztuki. Czas jednak przyszedł na inne kraje naszego pięknego globu, pierwsze były piwa azjatyckie (o których kompletnie zapomniałem i nie zdążyłem zakupić... a może zrobiłem to podświadomie przez doświadczenia z Changiem?) Teraz nadszedł czas na Wyspy Brytyjskie.
Ceny są bardzo okej muszę przyznać. 2,99zł lub 3,99zł za egzotyczne piwa to chyba nie dużo, nawet dla poczciwego Kowalskiego. Nie wiem tylko co robi Leszek w puszce w tej gazetce, zaraz obok takiego IPA. Niestety nie będzie to test wszystkich dostępnych w tym tygodniu piw, nie mam zdrowia i czasu na takie fanaberie. Wolę wypić coś... smaczniejszego. W końcu czeka na mnie Deep Love od AleBrowaru i Nøgne Ø.
St Edmunds Golden Beer (Greene King)
Kapsel z jakimś tam nadrukiem, w stylu Krakonosowego ale jakoś mniej miłego dla oka. Etykieta jest mega fajna. Bardzo przyjemny w dotyku kredowy papier, malunek też zacny. Bardzo podoba mi się ta kreska, smaczku dodaje też nierówne, stylizowane wycięcie papieru. Piwo koloru złocistego, klarowne w stu procentach. Piana w stylu Coca-Coli, pojawia się i znika. Meh.
Pierwsze niuchy i już wiadomo z czym mamy do czynienia. Jak kark z mafii atakuje nas ruski szampan, coś pokroju 7,40zł za litra. "Złote piwo o bogatym zapachu karmelu, toffi i ziarna słodowego..." grzmi opis w gazetce. Przezabawne milordzie, tak. W smaku jedyne co można wyczuć to suche na wiór słody, bardziej mi to przypomina lato u ciotki na wsi i spanie na sianie na strychu. Jak się na nim śpi to jest błogo i fajnie ale w ustach ma się odczucie duchoty. Na finiszu bardzo, ale to bardzo lekka goryczka i może (jak się człowiek uprze) lekka skórka od chleba. Ogólne wrażenie wodnistości. Na plus na pewno to, że nie jest nagazowane za mocno. Nudne.
Twisted Thistle IPA (Belhaven)
Długo się zastanawiałem z której strony zrobić zdjęcie kapslowi. Dopiero po jakimś czasie olśniło mnie, że to przecie oset jest. Etykieta trochę... no sorki ale z dupy. Mamy kwiat, napis "twisted" wprost z cliparta z Word'a 97 i w sumie nic to nam nie mówi. No i ta butelka... możecie mnie nazwać starym capem z przesądami ale według mnie piwo nie powinno być butelkowane w przezroczyste szkło. Kolor jasnego bursztynu, klarowne. Po ostatnich IPAch byłem lekko zaskoczony tą klarownością. Piana trochę lepsza niż w poprzednim piwie, utrzymała się parę sekund dłużej. Bardzo brzydko się jednak redukowała, pękała jak przegotowane mleko pozostawione na ogniu.
Aromat jest cholernie słaby. Jest trochę skunksa, trochę trawy, nawet trochę granulatu chmielowego. Ogólne odczucie jest jednak słodowe. Owoców czy kwiatów tu nie uświadczysz niestety. W smaku słodkawe z dziwnym posmakiem, nieprzyjemnym i cierpkim... cholera wie co to. Goryczki praktycznie nie ma, pojawia się w pewnym momencie ale znika szybciej niż 3 Cytryny w Radomiu. Nie dam sobie ręki uciąć ale wydawało mi się, że jest lekko cytrusowa. Jest też trochę ziół, które ni cholery mi tu nie pasują. Na plus można powiedzieć, że nie jest jakoś szczególnie wodniste. Wysycenie średnie. "Słynące z goryczki i chmielowych aromatów" ... ta, jasne. Jak dla mnie całość jest po prostu niedobra (a co za tym idzie niepijalna) i na pewno już tego piwa nigdy nie kupie.
Black Scottish Stout (Belhaven)
Stout'a, jako że to mój ulubiony styl z tych trzech, zostawiłem sobie na koniec. Optymizmem nie pachniało mi za bardzo gdy uświadomiłem sobie, że znowu mam do czynienia z przezroczystą butelką. Jeszcze bardziej zaniepokoił mnie kolor piwa, wygląda jak zwykłe ciemne z milionami prześwitów w kolorze rubinowym. Piana najtrwalsza ze wszystkich ale też jakoś specjalnie nie zachwyciła swoim żywotem. Na plus na pewno kożuszek, który został do końca picia. Etykieta ładna, prosta, bez przesadyzmów jak w IPA.
Szybkie wąchanko i... nie będzie litości, nie przy stoucie. Piękny, eurolagerowy zapaszek z dodatkiem skunksa. Nie ma w tym ani paloności ani tym bardziej czekolady czy kawy. Gdzie jest mój "zdecydowany palony aromat" Panie Gogola (niezależny sędzia piwny, który stworzył te piękne opisy do gazetki)? Pewnego rodzaju fenomenem jest fakt, że aromat kompletnie zanika po paru mniejszych łykach. Pierwsze gulnięcie jest jednak jakimś tam zaskoczeniem, o dziwo jest coś ze stout'a. Bardzo słaba paloność, która przechodzi w lekki smażony słonecznik (który niestety znika po paru łykach). Końcówka to czysta woda źródlana. Całość jest wodnista i kompletnie bez ciała. Nagazowanie niskie, stoutowe. Nuuudaaa.
Można stwierdzić, że Lidl robi jakąś tam przysługę zwykłemu Kowalskiemu, który boi się wydać te 7zł na jakieś nieznane mu kompletnie piwo. No bo co to za wydatek te 3 lub 4 złocisze na spróbowanie czegoś nowego. Według mnie jednak te piwa w ogóle nie zachęcą do dalszego obcowania z duchem craftu. Są nijakie i taki Pan Zdzichu stwierdzi, że Żuberek smakuje podobnie, tylko jest o wiele tańszy.
Gdzie ta masz jakiś "craft"!? Przecież to są tanie ejle. Pojechałeś je strasznie, ale ,moim zdaniem, są pijalne. Coś na poziomie naszych lepszejszych lagerków. Były ponoć jeszcze Spitfire i Bishops Finger, jak znam te piwa, to mogło być lepiej. Właśnie.. "były". W środę w Lidlach w 400 tyś. mieście nie ma już po nich śladu (wyczerpanie zapasów). I to mnie cieszy. Widać, że naród ma już chyba dość eurolagerowej monotonii. Stąd do Wychwooda, Moora, Thornbridge'a itp. już nieco bliżej!
OdpowiedzUsuń"Duch craftu" to taki żarcik był, dlatego jest napisane kursywą ;) Każdy ma swoje zdanie i ja uważam, że wydawanie pieniędzy na "trochę lepsze lagerki" nie ma sensu, szczególnie gdy można kupić dobre rodzime piwa za może złotówkę więcej.
UsuńI tu się zgodzę, ale mało kto te rodzime zna i umie znaleźć. Poza tym, mamy spaczone spojrzenie. 90% moich znajomych po wypiciu "Potwora z głębin" w ilości 500 cl zeszłoby z tego świata. A ty sobie czekasz z niecierpliwością (warto!). Oceniając piwo, zawsze biorę sobie taką poprawkę, i wszystko mi zaczyna lepiej smakować
UsuńBlack Scottish Stout - skróciłbym recenzję do słowa: WODA (dla dociekliwych: niegazowana). Owszem, przyznaje, pozostaje jakiś posmaczek na języku ale mało toto smakowite i ja bym nie zaryzykował porównania go z czymkolwiek, obojętnie: palonym, smażonym, wędzonym czy kiszonym ;) Skopany "dwupiwkowy" wieczór - tego się nie wybacza. 2/10 - za kolor i puszkę.
OdpowiedzUsuń@Piwożłopiejacku - ja tam się nie cieszę, że toto zniknęło, może trwale zniechęcić do eksperymentów lub chęci zapicia kwacha Żubrem ;)