I znowu mam pełną piwnice piw, które chciałbym wrzucić na bloga. Problem w tym, że nie bardzo mam ostatnio czas i znowu pewnie będę musiał większość wypić na szybko do grilla (bo data ważności). Tę paczkę dostałem od pewnego małżeństwa, na którego weselu zapijałem wódkę paulanerem... tak, nie jestem z siebie dumny ale o dziwo głowa mnie za mocno nie bolała następnego dnia. Pojechali sobie do Pragi pozwiedzać knajpy z piwami, Bon'a przywieźli z piwnicy nad którą mieszkali.
Śmieszna sprawa tak w ogóle. W Czechach jest coś takiego, że gdy barman przynosi Ci kolejne piwo musisz od razu powiedzieć, że to ostatnie. Inaczej przyniesie Ci kolejne gdy zobaczy, że kończysz pić. Z moją pamięcią na pewno za trzeźwy bym nie wychodził z takich przytulnych miejsc. Inna sprawa, że piwo jest tańsze niż woda... i jedzenie zamawia się do piwa a nie na odwrót. Istny raj, gdyby tylko mieli coś więcej niż dwa jasne i jedno ciemne w praktycznie każdej tawernie.
Pierwsze piwo z plastiku na blogu. Tak to już jest gdy dostępne są tylko z nalewaka a w kapslowanie nikomu się nie chce bawić. W sumie to może i lepiej, dzięki temu miałem więcej piwa bo 0,7l. Etykieta trochę mi się kojarzy z gotowymi szablonami np z beerlabelizer.com. Walnięta na szybko ale przynajmniej trafili z kolorem tła, które jest wręcz identyczne jak kolor piwa. Taka dojrzała skórka pomarańczy, bardzo ładnie się prezentuje. No ale w sumie to każde piwo, nawet największy sikacz będzie dobrze wyglądał w imperatorskim szkle. Piana ładna, drobna ale cholerne szybko opada do kożucha.
Trochę się bałem, data ważności pykła wczoraj. Pszeniczne zazwyczaj nie wybacza przekroczenia daty do spożycia. Szybki niuch i nie czuć żadnych negatywów, będzie dobrze. Głównym bohaterem jest banan, który mocno mi przypomina ten z wrocławskiego Spiżu, za czasów ich świetności oczywiście. Jest też dość mocno słodkawe, bardziej kwiatowo niż miodowo. W smaku od razu atakuje bezczelnie wysycenie, dawno nie piłem tak nagazowanego piwa... i tak przyjemnego zarazem. W każdym innym przypadku odpychałoby mnie to ale tutaj jakoś mi to pasuje. Bananowe, słodkie ale z przyjemnym kwaskiem, który bardzo fajnie kontruje tę słodycz. Nawet goryczka jest, krótka ale trzeba się cieszyć że w ogóle jest, taka ziołowa. Całość cholernie orzeźwiająca i pijalna. Podczas picia kwasek robi się coraz mocniejszy ale wcale to nie przeszkadza bo zaczyna przypominać cierpkość jabłka świeżego. Pod koniec może jeden, ale według mnie ważny minus: za mało w tym niuansów pszenicy. Jakiś chlebek albo lekka zbożowość by się przydała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz