No i mamy kolejną okazję do świętowania w naszym blogersko-piwnym światku. Pewien jegomość zwany Michałem został jednym z współwłaścicieli nowego browaru kontraktowego Kingpin. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że jest on też czołowym blogerem piwnym w naszym kraju, tak to ten od Piwnego Garażu.
Przyznam się bez bicia, że oczekiwałem czegoś normalnego. Jakiegoś ale na fali teraz, amberka, może jakiejś IPA. Ba, nawet stout byłby idealny, w każdym bądź razie czegoś normalnego. Kingpin jednak nie chce być zwyczajny, wypuszcza więc BIPA z wrzosem, skórką pomarańczy i jaśminem i APA także ze skórką pomarańczy i dodatkiem werbeny. RocknRoll is strong with this one. Niestety obu nie udało mi się zakupić, musiałem wybierać i wygrała ciemniejsza strona mocy. Podobno druga warka tuż tuż, może wtedy będzie okazja.
Wielka szkoda, że chłopaki nie dorobili się własnych kapsli. Misiek wyglądałby zarypiście na takowym według mnie, chętnie bym go dołączył do kolekcji. Narazie jednak etykieta nadrabia z nawiązką. Papier, jakość nadruku no i szata graficzna jest jak najbardziej na światowym poziomie. Jakoś mam dziwne przeczucie, że misiek ma lekko ochrypnięty głos jak tak patrze na jego mordę. Piwo ma bardzo ładną pianę, zbitą, dość długo utrzymującą się. No i ten lacing! Opadając tworzy bardzo fajne górki. Kolor piwa wydaje się być czarny, nieprzejrzysty. Pod pewnym kątem widać jednak odcienie brązu, czego niestety nie udało mi się udokumentować na zdjęciu.
Jest zimno, nie wiem po jaką cholerę zachciało mi się zabierać to piwo na ogród. Moja mina w tym momencie przypomina trochę tą z etykiety. Pociągam nosem nad szklanką i już mnie się lekko facjata zaczyna rozjaśniać. Mnogość cytrusów i żywicy atakuje od samego początku. Prażony słonecznik mocno w tyle gdzieś się gubi ale jest coś jeszcze, bardzo intrygujący słodkawy aromat kwiatowy. Czyżby tak pachniały wrzos i jaśmin? Piękny aromat. Biorę więc ochoczo pierwszy łyk i... o faken shieeet. Coś dziwnego, pomarańcza zdominowała swoje owocowe koleżanki i atakuje od samego początku. Bardzo szybko jednak dostaje nóż pod żebra (a może i nawet dwa) od palonej kawy tak mocnej, że niejedna goryczka w AIPA mogłaby się od niej uczyć intensywności. A właśnie, tutaj lekko żywiczna gorycz robi bardziej za wspomaganie owej kawy i gra drugoplanową rolę. W sumie to ciężko ją odróżnić ale ja z tym problemu nie mam bo jestem nałogowcem kawowym i potrafię bez problemu wyszperać smaczki czarnego złota. Po każdym łyku pozostaje posmaczek popiołowy, tak co by dokończyć dzieło spalenia. Po dłuższym ogrzaniu pomarańcza ustępuje kwiatom a kawa czekoladzie. Oprócz tego za tło robią lekkie cytrusy, które w moim przypadku dały czadu przy bekaniu. W sumie to nie wiem po czym bo piwo jest nisko nagazowane ale za to wydaje się cholernie soczyste i przyjemnie treściwe. Osobiście uwielbiam taki poziom spopielenia ale nie jestem do końca pewien, czy o to im dokładnie chodziło. Z drugiej jednak strony, metalowe brzmienia i mroczność etykiety sugerują coś innego. Każdy powinien Berserkera spróbować, jest jak dobre metalowe pierdolnięcie gitarą na początek istnienia browaru a pomysł ze skórką pomarańczy uważam za świetny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz