Jak wiecie wybrałem się ostatnio do browaru Haust w Zielonej Górze. Oprócz wypicia w południe przepysznego Piwonauty zaopatrzyłem się też w Quadrupelka, którego resztkę podłączyli pod schowany kran. Uwielbiam piwa belgijskie, uwielbiam połączenie owoców i pieprzu. Ostatnio namnożyło się trochę tego... z różnym skutkiem.
Jak wiadomo markiety i inne chcą wejść w rynek craftu i zafundowały nam np takiego Argusa Łowczego, którego ocenę trochę zawyżyłem bo mnie pozytywnie zaskoczył. Browary regionalne nie pozostają w tyle i wypuszczają swoje piwa z lepszym lub gorszym skutkiem. Najlepszym przykładem jest Komes, który według mnie nadawał się do zlewu (pierwsza warka) ale ostatnio się mocno poprawił (i trzyma poziom Argusowy). O Triple Blond z Corneliusa nawet mi się pisać nie chcę. Można powiedzieć, że jestem żądny przepysznego belga, czy Haust mi takiego zafundował?
Za dużo butelek miałem w plecaku gdy wracałem PKSem tamtego dnia. Etykieta troszku się zniszczyła, prawdopodobnie kapsle z Śrupa i Pompy Chmielu są temu winne. Czyżby były zazdrosne? W sumie to nie ma o co, trzeba przyznać że etykieta jest nader ascetyczna. Liście dębu i logo browaru, co było w zamyśle? Nie wiem. Po przelaniu człowiek jednak zapomina o tym dziwolągu. Piwo ma piękny bursztynowy kolor, lekko zmętniony co tylko dodaje uroku. Piana wydaje się problemowa ale trzeba jej wybaczyć, w końcu to końcówka na kranie i takie przelewanie do butelki nie bardzo służy nagazowaniu. Mimo tego jakiś grubopęcherzykowy kożuch się utrzymuję.
Wąchanie przyniosło ostre zaskoczenie. Owszem pojawia się zapaszek suszonych śliwek, fig i co najważniejsze pieprzu ale oprócz nich występuję też... brzoskwinia. Skąpane w lekkim słodowym aromacie i przyjemnym alkoholu. Kurde, aż żałuję że dopiero teraz dorwałem to piwo albowiem intensywność owych zapaszków zdążyła się już mocno obniżyć. Mimo tego jest cholernie przyjemnie i ogrzewająco. Po pierwszym łyku wąs zaczął mi się cieszyć wraz z całym zarostem na twarzy. Smak jest praktycznie identyczny jak aromat tyle że... mocniejszy. Przy każdym łyku człowiek się czuję jakby wgryzł się w figę, śliwkę i brzoskwinie jednocześnie aż z tej ostatniej poleci co najmniej litr soku z miąższem. Żeby tego było mało od razu sypie sobie trochę pieprzu na nadgarstek i wciąga nosem jak rasowy narkoman. No i ten rozgrzewający alkohol... mniam. Uwielbiam takie połączenie... czy to znaczy, że jestem uzależniony? Mniejsza o to, całość kończy delikatna i chyba lekko ziołowa goryczka. Istna kropka nad "i". Jak już pisałem, wysycenie niskie ale mi to bardzo pasuje w tym momencie. Treściwe, takie lekko drożdżowe ale nie zapychające, do kominka w zimne wieczory idealne. Co szczególnie wyróżnia ten haustowy twór? Właśnie ta brzoskwinka, która rozwala całą akcje bo ze standardowymi sucharami owocowymi (rodzynki, figi, śliwki) tworzy kompletnie inne doznania smakowe niż w belgach, które dotychczas piłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz