Namnożyło się tych PLONów kormoranowych. Jak narazie najlepszy był ten pierwszy czyli PLON Zielony. Potem było już trochę gorzej, np taki PLON Brązowy, który był istną serenadą słodkości. Czerwonego jakoś nie udało mi się upolować ale też podobno szału nie było. Jako ostatni pojawił się właśnie Niebieski, który o dziwo już nie jest IPA a lagerem. Co dolna fermentacja zrobiła z Ploniastym?
Ano trochę ale o tym za chwilę. Najpierw małe sprawozdanie z poszukiwania zjadliwego burgera w mojej okolicy. W ostatnią sobotę otwarta została nowa knajpa i jako, że byłem lekko zdegustowany po ostatniej próbie kanapki zwanej burgerem postanowiłem tam dzisiaj zajść. Wniosek jest prosty: w małym mieście ciężko będzie o prawdziwego burgera. Jak był zjadliwy i o niebo lepszy niż to wcześniejsze tałatajstwo tak miał swoje problemy, które ciężko ominąć. Bułka była sucha a nie chrupiąca (stare pieczywo?). Sosy w ogóle nie miały charakteru i równie dobrze mogli tam nalać ketchupu. Ogólnie miałem wrażenie, że całość jest po prostu zrobiona z tańszych składników, wszystko było takie "okej" ze średniej półki, do której sięga Kowalski jak chce kupić korniszony na kanapkę do pracy. Mimo tego jest to najlepszy burger w okolicy (jeżeli nie chcę się człowiekowi jechać 45km do większego miasta) i miejscowym polecam. Mam nadzieję, że zaczną zarabiać i się nauczą na błędach. No i mam nadzieję, że po prostu przetrwają bo w moim mieście ciężko jest rozkręcić interes.
Wróćmy jednak do niebieskości ploniastej. Z wyglądu podobne zupełnie do niczego, etykieta znana już nam, tylko w odpowiednim kolorze. Jak już nie raz wspomniałem podoba mi się, jest prosta i nie odwraca uwagi od głównego hasła tej serii czyli "PL is ON". Kolor piwa na pewno lagerowy nie jest, przyciemniony bursztyn w pełnej okazałości, nawet lekko opalizujący. Piana z początku wysoka szybko ucieka w siną dal ale trzeba jej przyznać, że wygląda na dość zbitą i czepia się trochę szkła.
Pierwsze co się rzuca w nos to pole, takie pełne kwiatów. Nawet trochę owoców się znajdzie i dopełnienie słodowe z leciuteńką żywicą. Wszystko byłoby pięknie (bo i intensywność całkiem spoko) gdyby nie fakt, że na tym polu leży też pół kostki masła. Skąd ono tam? Dziwne rzeczy się dzieją w tej Polsce. Trzeba jednak przyznać, że masełko nie wchodzi w drogę ważniejszym aromatom i trzyma się bardziej z tyłu. Wypija więc człowiek pierwszy, drugi i trzeci łyk i stwierdza, że niestety wszechobecna słodycz kopie znikomą goryczkę po tyłku. Ta, trochę podobna do kory, zalega dość mocno jakby chciała się pokazać z jak najmocniejszej (niekoniecznie dobrej) strony. Oprócz tego jest trawa i gleba, które po niewielkim ogrzaniu zaczynają jakoś równoważyć tę całą słodkość. Tu mógłbym przestać i byłby to całkiem przyjemny lager. Niestety w czeluściach kufla czai się coś jeszcze... rozpuszczalnik. Nie jest mocno nachalny ale wystarczająco intensywny aby zabrać przyjemność picia. Wysycenie średnie dzięki bogu. Do pewnego momentu pije się dobrze, mimo tego rozpuszczalnika. Przy 2/3 pustego kufla tworzy on jednak dziwną parę z mocniejszą (po ogrzaniu) korową goryczką i całość robi się już cholernie dręcząca. Dziwna sprawa szczerze mówiąc (a nawet pisząc). Nie chce mi się wierzyć, że Kormoran do czegoś takiego doprowadził. Będę musiał zakupić parę ich piw (na pewno jakiegoś PLONa i powiedzmy coś z Podróży Kormorana) i sprawdzić czy to przypadkiem nie jest potknięcie po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz