Znacie moje zdanie co do picia pewnych stylów piwnych w poszczególnych porach roku. W skrócie, zima jest zbyt krótka żeby pić piwa, które nadają się głównie na lato. Wszelakie pszeniczniaki są tego najlepszym przykładem. Mi osobiście po prostu nie smakują gdy na dworze temperatura bliska lub poniżej zera, do takich warunków człowiek w swojej wspaniałości odkrył ciemne piwa. Co jednak mam zrobić, gdy dostaje klasykę gatunku za darmo od znajomego z pracy, który przywozi je skrzynkami?
Odpowiedź jest prosta, trzeba wywalić swoje uprzedzenia do kosza (albo przynajmniej na chwilę je schować) i odkapslować butelkę bo piwa pszeniczne nie lubią leżakować, oj nie. Dziwie się, że mój znajomy kupuje całe kraty podczas pobytu w Niemczech (gdzie z resztą często bywa). Trzeba naprawdę lubić ten typ piwa żeby pić go przez cały rok praktycznie.
Etykieta iście niemiecka, jest pan z wąsem, jest też stary budynek browaru. Czcionki toporne, wręcz twarde. Jest też swojego rodzaju korona, nie wiem czemu ale zawsze te elementy mi się kojarzyły z piwami naszych zachodnich sąsiadów. Piana oszukana, z początku wydaje się zbita, gęsta i wysoka, typowe pszeniczne znaczy się. Nic bardziej mylnego, bardzo szybko zaczyna się redukować do kożuszka. Kolorek jest jak najbardziej książkowy, ciemne złociszcze i w dodatku mętne jak cholera.
Pierwszy niuch i od razu rozczarowanie, spodziewałem się wybuchu fenoli i estrów a dostałem średnio intensywne zapaszki, czasami nawet wydawało mi się że jest dość słabo. Da się wyczuć banany, goździki i co jest poprawne dla tego stylu lekką gumę balonową. Jakby się porządnie sztachnąć to da się nawet wyczuć lekką cytrusowość. Problem jednak pozostaje, gdzie ta przytłaczająca intensywność? Coraz bardziej zastanawiam się czy nie wyjąć z piwnicy czegoś grubszego, np takiego odleżakowanego portera. Biorę jednak pierwszego łyka i dziwie się niezmiernie. Banan i goździk łyknęły ładnego steryda bo w ustach są przypakowane i intensywne jak niejeden kark po dniu bica. Gdzieś pod ścianą stoi też chudziutka guma balonowa, chyba nowicjusz w przybytku atlasów i hantli. Jest też trochę posmaku zbożowego, który bardzo fajnie zapełnia luki w smaku. Na finiszu lekka drożdżowość i cierpkość zarazem, delikatnie i przyjemnie szczypie w język. Nagazowanie wysokie ale dzięki temu piwo nie zapycha aż tak mocno jak na pszenice przystało. Ba, to piwo w ogóle nie jest ciężkie. Chmielu i goryczki praktycznie brak ale nie o to chodzi w hefe-weizenie. Całość wydaje się bardziej wytrawna niż słodka. Podsumowując klasyka trochę kuleje w aromacie, nie zmienia to jednak faktu, że chętnie bym po to piwo sięgnął w gorący letni dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz