Dubbel Cieszyński to kolejny Grand Champion festiwalu Birofilia. W tym roku (jak i w poprzednim) wygrał Czesław Dziełak, znany nie tylko ze swojego dobrego piwa ale również z pewnego incydentu związanego z Browarem Ciechan. Dzisiaj się tym nie będziemy zajmować bo są to relikty przeszłości, po co sobie takimi głupotami zawracać głowę ponownie?
Ucieszyła mnie strasznie informacja, że championem zostało piwo belgijskie. Rok temu miałem lekki niesmak, rzygałem już przechmielonymi piwami wprost z USA i w dodatku sam wytwór browaru w Cieszynie był po prostu słaby. Tak się ucieszyłem z tegorocznego zwycięzcy, że nawet napisałem jakiś tekst na konkurs organizowany przez festiwal Birofilia i... dostałem zaproszenie do piwiarni Warki, dla mnie i dla dwojga znajomych. Co oznaczało owo zaproszenie? Ano 3 darmowe dubble, dla każdego po jednym. Idealna sprawa pomyślałem sobie. W końcu napiję się championa z kranu. Oj byłem w błędzie... jedyną informacją o owym piwie były dwie puste butelki i kawałek wyciętego kartonu postawione na barze. Gdy podszedłem do obsługi z owym zaproszeniem zobaczyłem na ich twarzach zdziwienie jakbym miał co najmniej trzecie oko na czole. Telefon do przyjaciela, zapewne kierownika, i w końcu dostałem swoje piwa... tyle, że z butelki. Dedykowanego szkła też nie mieli.
Jak nam smakowało? Ano chyba bardziej przypadła nam do gustu pizza, która była całkiem zacna muszę przyznać. Z luźnych pogadanek wynikło parę aspektów cieszyńskiego dubbla. Lekko alkoholowe w aromacie, przyprawy na niskim poziomie i bardziej przypominały goździki niż tak ukochany przeze mnie pieprz. Pierwsze łyki kumpel podsumował krótko: "Bardzo przyjemnie się odbija, jak tęcza". Jego żonka była bardziej wymowna i stwierdziła, że całość wydaje jej się rozwodniona a rodzynki i suszone morele jakby trochę za długo leżały w ciemnym kącie. Ja dodałem swoje pięć groszy stwierdzając, że przyprawy wydają mi się cholernie drętwe. Dopijając moje piwo (musiałem później prowadzić auto więc wziąłem max 3 małe łyki) kumpel dopełnił zniszczenia mówiąc, że alkohol przypomina mu trochę ten z Warki Strong. No ale jak już napisałem, pizza była dobra.
Powstrzymałem się z napisaniem degustacji z paru prostych przyczyn. Po pierwsze primo jakoś mi się nie chciało wierzyć, że Grand Champion był taki słaby. Po drugie primo był podany zmrożony... nie chłodny tylko po prostu lodowaty. Po trzecie primo, ultimo, nie miałem się też w sumie jak w niego wgryźć, trzy małe łyki to za mało aby w pełni ocenić piwo. Poczekałem więc aż przyjdzie do mnie dedykowany goblet (który jest po prostu piękny) i w sumie aż w końcu Tesco w moim mieście postanowi go wyłożyć na półki. Jak możecie się domyśleć u mnie nie miała miejsca stara świecka tradycja sprzedawania championa tydzień przed premierą. Samo szkło doszło do mnie dwa razy, za pierwszym razem w kawałkach...
Będąc dzisiaj w Tesco zauważyłem całe sześć butelek Dubbla, bez wahania chwyciłem dwie, jedna do piwnicy pójdzie. Co mnie zdziwiło to cena, w piwiarni Warki ta mała buteleczka kosztowała coś koło 9zł, no ale wiadomo, płacisz za lokal i inne pierdoły. W sklepach internetowych cena wisi lekko ponad 5zł. A w Tesco? 3,99zł.
Jak nam smakowało? Ano chyba bardziej przypadła nam do gustu pizza, która była całkiem zacna muszę przyznać. Z luźnych pogadanek wynikło parę aspektów cieszyńskiego dubbla. Lekko alkoholowe w aromacie, przyprawy na niskim poziomie i bardziej przypominały goździki niż tak ukochany przeze mnie pieprz. Pierwsze łyki kumpel podsumował krótko: "Bardzo przyjemnie się odbija, jak tęcza". Jego żonka była bardziej wymowna i stwierdziła, że całość wydaje jej się rozwodniona a rodzynki i suszone morele jakby trochę za długo leżały w ciemnym kącie. Ja dodałem swoje pięć groszy stwierdzając, że przyprawy wydają mi się cholernie drętwe. Dopijając moje piwo (musiałem później prowadzić auto więc wziąłem max 3 małe łyki) kumpel dopełnił zniszczenia mówiąc, że alkohol przypomina mu trochę ten z Warki Strong. No ale jak już napisałem, pizza była dobra.
Powstrzymałem się z napisaniem degustacji z paru prostych przyczyn. Po pierwsze primo jakoś mi się nie chciało wierzyć, że Grand Champion był taki słaby. Po drugie primo był podany zmrożony... nie chłodny tylko po prostu lodowaty. Po trzecie primo, ultimo, nie miałem się też w sumie jak w niego wgryźć, trzy małe łyki to za mało aby w pełni ocenić piwo. Poczekałem więc aż przyjdzie do mnie dedykowany goblet (który jest po prostu piękny) i w sumie aż w końcu Tesco w moim mieście postanowi go wyłożyć na półki. Jak możecie się domyśleć u mnie nie miała miejsca stara świecka tradycja sprzedawania championa tydzień przed premierą. Samo szkło doszło do mnie dwa razy, za pierwszym razem w kawałkach...
Będąc dzisiaj w Tesco zauważyłem całe sześć butelek Dubbla, bez wahania chwyciłem dwie, jedna do piwnicy pójdzie. Co mnie zdziwiło to cena, w piwiarni Warki ta mała buteleczka kosztowała coś koło 9zł, no ale wiadomo, płacisz za lokal i inne pierdoły. W sklepach internetowych cena wisi lekko ponad 5zł. A w Tesco? 3,99zł.
Bądźmy szczerzy od samego początku, etykieta jest ohydna. Styl skopiowany z Okocimskich specjalności w ogóle nie pasuje do Grand Championa. Pójście na łatwiznę pełną gębą według mnie. Jakość papieru jak i sposób naklejenia też nie zachwyca. To samo mam w domu na drukarce za 200zł a i czasami lepiej mi wyjdzie. Papier się odkleja a i bąbli powietrza jest od cholery. Całość wygląda niesmacznie i amatorsko. Szkoda bo goblet prezentuje się przepięknie. Jego wygląd ratuje brak piany, która za cholerę nie chciała się utworzyć. Pojawiła się tylko mała, samotna wysepka. Kolor piwa to ciemna miedź, mętne.
Parę głębszych wdechów i wąchamy, wąchamy... wąchamy? Jest słabo, w sensie mało intensywnie. Słodkawy zapaszek rodzynek, suszonych moreli i odrobiny karmelu. Całość drożdżowa i lekko bananowa nawet. Niestety do głównych aktorów musimy także zaliczyć rozpuszczalnik, który skutecznie psuje aromat. Najwidoczniej słaba intensywność ratuje to piwo, nie ma tu nawet przypraw, chyba że ktoś je pomyli z bananami w rozpuszczalniku. Nie zrozumcie mnie źle, dużego dramatu nie ma. Całość nie odpycha od szkła ale wady są i dla mnie mają one dość duże znaczenie.
W smaku jest już lepiej, z początku mocno słodkawe za sprawą rodzynek, bananów, śliwek i suszonej moreli przeistacza się powoli w lekko goździkowy, wytrawny finisz z delikatną goryczką i dość mocno rozgrzewającym alkoholem. Drętwość poszła w niepamięć, na spokojnie, w zaciszu domowym nic takiego nie wyczuwam. Nagazowanie wydaje mi się niższe niż przy okazji spotkania w piwiarni. Mimo tego jest na średnim poziomie. Całość wydaje się jednak zrobiona na pół gwizdka. Nie jest to klasa światowa, ani nawet czołówka polskich piw belgijskich. Bardziej coś pokroju okej, może być, za 3,99zł biorę w ciemno. Na pewno wywarł na mnie lepsze wrażenie niż ostatni Grand Champion ale jeżeli chodzi o moje doświadczenie z piwami, które wygrały ten konkurs, to nie jest jakoś super duper kolorowo.
EDIT 03.12.2015: Rok po premierze postanowiłem otworzyć skrywaną w piwnicy butelkę. Za parę dni pojawi się nowy Grand Champion więc jest to idealna okazja na sprawdzenie jak się ma wyleżakowany dubbel. Już w aromacie da się odczuć poprawę. Nadal jest on słabo wyczuwalny, ale opuścił go na dobre rozpuszczalnik dając szansę przyprawom. Goździk i odrobina imbiru łączą się ze znanymi nam ze świeżego piwa owocami. Jest też trochę karmelu. Alkohol całkowicie zanikł. W smaku za to dużo się nie zmieniło. Alkohol przybrał postać delikatnego wina a finisz zyskał coś pokroju skórki od chleba. Owszem całość wydaję się być lepiej ułożona, ale według mnie to nadal ten sam, dziwacznie niedorobiony dubbel. Na niekorzyść, pojawił się dziwny drętwy posmak zalegający po każdym wziętym łyku. Wysyceni zmalało i mam też dziwne wrażenie, że całość jest lekko wodnista. No nic, kolejny zmarnowany leżak.
Po roku o wiele lepiej smakuje. Żałuje, że tylko jedna butelka była w leżaku.
OdpowiedzUsuń