Browarów kontraktowych coraz więcej nad Wisła, mnożą się jak króliki co jest tylko i wyłącznie na plus jeżeli chodzi o konsumentów. Nie powiem, czekam na dzień, w którym przesilenie rynku będzie tak wysokie, że słabe browary zaczną upadać. Naturalna selekcja i co za tym idzie, wzrost jakości piw, tego oczekuję. Rzadko jednak trafia się kontraktowiec tak bliski mojemu sercu.
Browar Brodacz powstał na przełomie roku i warzy swoje piwa w Kościerzynie. Tomasz, założyciel browaru, był na tyle uprzejmy, że wysłał mi przedpremierowo swoje pierwsze piwo, tak bardzo uwielbianego przeze mnie roggenbier’a czyli żytnie. Mogę Was też zapewnić, że nie mam nic wspólnego z tą inicjatywą, mimo podejrzeń wielu ludzi. Zbieżność nazw jest przypadkowa, w końcu nie jestem jedynym brodaczem pijącym piwo w naszym kraju. Co do samego browaru, zaraz po roggenie mają zamiar wypuścić american rye i amerykańską pszenicę w późniejszym terminie. Będę mocno kibicował Tomaszowi, brodacze powinni się trzymać razem. Sprawdźmy jednak, obiektywnie mam nadzieję, jak wyszedł im debiut.
Kapsel bardzo fajny, grafika przyjemna, niedźwiedź pierwsza klasa. Zdziwiło mnie to na początku, no bo w końcu który nowy browar ma od razu firmowe kapsle? Okazało się jednak, że pochodzą one ze Starego Browaru w Kościerzynie. Mimo tego, bardzo dobrze się prezentują na butelce. Etykieta dość prosta, czytelna, z pełną metryczką. Wygląda bardzo ładnie, minimalistycznie. Logo trochę hipsterskie ale o dziwo też mi się podoba. Piwo, za sprawą ciemnych słodów, jest chyba najciemniejszym żytnim jakie piłem w życiu. Coś jakby ciemny brąz, nieprzejrzyste. Dałem mu postać ponad dzień i dzięki temu jest też najmniej brudnym roggenem . Syf dobrze trzyma się dna więc nie ma problemu przy nalewaniu. Piana trochę mnie zawiodła, urosła wysoka ale szybko zaczęła pękać pozostawiając jednak całkiem przyjemną koronkę.
Aromat mnie cholernie zaskoczył. Z początku nie wiedziałem co mam o nim myśleć bo skojarzył mi się z poxiliną. Nie raz jej używałem do zaklejania różnego ustrojstwa i jej zapaszek będę chyba pamiętał do końca życia. Nie znaczy to, że jest on odpychający czy też nieprawidłowy. Dałem się piwu trochę ogrzać jak i mojemu nosowi, dopiero co wróciłem ze spaceru z psem. Ponownie zanurzyłem się w teku i już mam wszystko poukładane. Jest cholernie zbożowe, żytnie, wymieszane ze skórką od chleba i odrobiną przypraw. Jak się człowiek zaciągnie to i nawet banany z goździkami wyczuje. Jak na wersję light jest to cholernie aromatyczne piwo, proporcje składników oszukały mnie na początku i dlatego skojarzyły mi się z poxiliną. W smaku jest dość gęste ale nie wypycha tak mocno jak większość znanych mi roggenów. Jest mocno zbożowe, lekko kwaskowate i tak samo przyprawione. W tle, tak jak przy aromacie, majaczą banany i goździki. Fenomenalna według mnie jest goryczka, krótka, zdecydowana i robiąca za swoistą granicę nie do przejścia. Odcina drogę zbożom i gęstości pozostawiając miejsce dla lekkiego kwasku, wieńczącego każdy łyk. Całość na pewno bardziej wytrawna niżeli słodka. Cholernie wyraźne i zdecydowane piwo w wersji rzeczywiście lekkiej i dla każdego praktycznie. Wysycenie niskie, nie przymula jednak i według mnie pasuje idealnie. Pierwsze piwo browaru Brodacz to jeden z lepszych debiutów kontraktowców polskich w ostatnim czasie, według mnie przynajmniej. Wersje light różnych piw wychodzą zazwyczaj albo wodniste albo nudne jak partia szachów dwóch emerytów w parku. Brodaczowi się jednak udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz