Jak niektórzy wiedzą uwarzyłem jakiś czas temu swoją trzecią warkę piwa w życiu. Wymyśliłem sobie, że dodam do stoutu owsianego trochę skórki pomarańczy, innymi słowy curacao. Poszedłem na łatwiznę i kupiłem gotowy zestaw surowców plus owe skórki. Co mi wyszło? Ano taki trochę schwarzbier z curacao. Dlaczego? W zacieraniu jeszcze raczkuje, skórek dodałem za dużo i co za tym idzie słodów miałem za mało, o płatkach owsianych nie wspomnę. Nauczka na przyszłość.
Przez to wszystko nabrałem ochoty na jakiegoś porządnego stout'a, owsianego w dodatku. Moja piwniczka parę przedstawicieli stylu przechowuje, niestety tylko jeden z nich posiadał płatki owsa w zasypie. Jest to też pierwsze piwo z browaru kontraktowego Wrężel na blogu więc bijmy mu brawo, niech się nie wstydzi i pokaże co umie. "It's your time to shine!" jak to mówią.
Butelka oblepiona etykietą, która ni za cholerę się szkła nie puści, no chyba że w kawałkach. Trudno, trzeba będzie zrobić miejsce na półce. Co do nadruku, jest prosty, trochę jak z szablonu jakiegoś. Na samym środku odręczny rysunek młyna i dość dziwna czcionka, trochę kiczowata. Na całość nałożony efekt negatywu wprost z taniego programu do obróbki zdjęć. Specjalnie źle to nie wygląda ale dupy też nie urywa. Piwo ma kolor ciemnobrunatny, wydaje się gęste i jest na pewno nieprzejrzyste. Piana trochę dramatyczna, przez ułamek sekundy wydawało się, że będzie wysoka, zbita i utrzymująca się. Życie szybko zweryfikowało te nadzieje i nie zdążyłem nawet jej donieść do domu po zrobieniu zdjęć.
Aromat z butelki zapowiadał piękne zapaszki. Był mocno kawowy z odrobiną gorzkiej czekolady. Ze szkła jednak... troszku się zmienił. Po pierwsze jego intensywność opadła jak szczeny Hiszpanów dwie sekundy przed końcem podstawowego czasu gry w meczu o brąz na mistrzostwach w piłce ręcznej. Po drugie jego profil zmienił się diametralnie, mleczna czekolada, średnia paloność, jakbym miał się uprzeć to nawet lekkie masełko. Co z tego jednak jak po paru łykach już nic człowiek nie wywącha. Ekstrakt 11,5% i 4,5% alkoholu. W sumie to powinno trochę tłumaczyć lekkość aromatu... mam jednak poczucie, że na siłę chcę tu kogoś usprawiedliwić. W smaku jest wyraźniejsze i na pewno bardziej oblepiające niż mój domowy wymysł z curacao. Jest palone po całości ale bardziej przy finiszu. Wytrawne z gorzką czekoladą i odrobiną kawy, w sumie to spodziewałem się czegoś łagodniejszego... ot takie miłe zaskoczenie. Pod koniec średnia, albo nawet dość mocna jak na stout goryczka po której pozostaje już tylko wcześniej wspomniana paloność. W sumie to za dużo tych "w sumie" w jednym tekście. Wszędobylska owsianka, lekka ale dość wyraźna, skleja wszystko w całość, nie ma śladu po masełku czy mlecznej czekoladzie. Nagazowanie troszeczkę za wysokie, wchodzi z butem na twarz gdy człowiek zaczyna myśleć o oblepiającej gładkości w ustach. Piwo zaskakujące, aromat do bani ale nadrabia smakiem. Pije się szybko i przyjemnie, tak jak wskazują na to parametry. Mam jednak lekki niedosyt... za cholerę nie wiem dlaczego.
Patryk, chyba szczeny Hiszpanów? ;p
OdpowiedzUsuńNo a kogo? ;x Chwila... ale wtopa :v
Usuń"Butelka oblepiona etykietą, która ni za cholerę się szkła nie puści, no chyba że w kawałkach. Trudno, trzeba będzie zrobić miejsce na półce" - wlej wrzątek do butelki, poczekaj minutę albo dwie i etykieta powinna zejść bez problemu.
OdpowiedzUsuń