Powiem Wam, że zastanawiałem się czy jest sens pisania o Pinki. Niedawno degustowałem brodaczne american rye o wdzięcznej nazwie Americano i szczerze mówiąc wydawało mi się, że to był właśnie american wheat. Normalnie poleciałbym oba trunki w jednym poście ale mam żelazną zasadę jeden wyjazd - jedno piwo.
Prawdą jest jednak, że zasyp różni się diametralnie. Tutaj mamy słód pszeniczny, pilzneński, karmelowy plus chmielenie Citrą. W żytnim był słód pale ale, żytni (duh) i chmiele Amarillo i Chinook. Czy to jednak wystarczy?
Moje zdanie o etykietach Brodacza znacie, są proste ale na ten dobry sposób. Każde piwo ma mały znaczek/grafikę, która jakoś ma pasować do nazwy. W tym przypadku mamy mordę nie za bardzo żywotnej myszki. Pinky i Mózg? Ale czemu w wersji nekro? Nie ma się co zastanawiać nad tym zbytnio bo po przelaniu do teku piwo intryguje wyglądem. Jest mętnawe jak na wheat'a przystało, tak delikatnie, bez farfocli czy innego tałatajstwa (wręcz zamglone można powiedzieć). Zdziwił mnie jednak kolor, jest dość jasne. Blado żółte, słomkowe wręcz. Mnie osobiście zahipnotyzowało bardzo pozytywnie. Piana z początku piękna, śnieżnobiała i drobna. Po dwóch łykach nic po niej nie zostało oprócz delikatnych oznak na szkle... smutek.
Pierwsze niuchy i mogę spokojnie stwierdzić, że kolor jak najbardziej odzwierciedla charakter tego piwa. Co prawda zapaszków pszenicznych można ze świecą szukać ale za to jest przyjemna cytrusowość z bardzo dużym naciskiem na samą cytrynę. I to taką poprawną, nie tę sztuczną rodem z Corneliusa Cytrynowego. Podczas picia wychodzą też lekkie nuty kwiatowe. Ogólnie bardzo rześki aromat, zachęca do przechylenia szkła. Jedyny problem jaki z nim miałem to jego ulotność, w połowie picia ciężko było cokolwiek wywąchać. W smaku mamy praktycznie tych samych bohaterów. Co prawda pojawiają się smaczki pszeniczne ale ogarnięte są z każdej strony cytrusami. Znowu mamy do czynienia z prawdziwą cytryną i co za tym idzie lekką kwaskowatością, która cholernie dobrze działa na człowieka, orzeźwiająco z resztą. W tle pałęta się też trochę grapefruita. Lekko ziołowa goryczka niska ale wyraźna i według mnie wystarczająca. Piwo jest dość wytrawne więc osobiście nie życzyłbym sobie większego uderzenia goryczy. Szczególnie przy tak delikatnym ale orzeźwiającym profilu. Finisz lekko ziołowy i minimalnie zalegający. Wysycenie powiedzmy, że wysokie. Pasuje do całości. Bardzo dobry american wheat, idealny na lato. Posypię głowę popiołem i przyznam się, że nie miałem racji. Pinky różni się od Americano i to znacznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz