Inicjatywa piwowarska pod wdzięczną nazwą Chmielogród znana jest chyba większości piwoszy w naszym kraju. Czasami pogrzebie w niej jakiś bloger, typu Bartek czy Tomek ale sercem całej operacji jest Browar Piwna i multitap Degustatornia. Pomysł zacny muszę przyznać. Jestem po części nerdem, który zagrywał się we wszelakie RPG typu Baldur's Gate i czytał opowieści z Forgotten Realms. Po części postacie z Chmielogrodu przypominają mi własnie te klimaty. Podobny pomysł ma Bevog ale oni są zza granicy więc się nie liczą.
Niestety jest jeden poważny problem: dostępność. Ilość poszczególnych wypustów była tak niska, że schodziły ze sklepów w zastraszającym tempie. O wersji beczkowej w mojej okolicy (jak wiecie z resztą) mogę zapomnieć. Najnowsze piwo zostało więc uwarzone w Witnicy... zaraz po ogłoszeniu tej informacji pojawiły się lamenty wielu osób. Produkty, które browar wypuszcza pod marką Lubuskie są zazwyczaj wątpliwej jakości i w pewnym sensie rozumiem obawy ludzi. Jak już nie jeden browar kontraktowy jednak pokazał da się tam uwarzyć dobre piwo bez wad. Tak więc czy w końcu udało mi się je kupić? Nie, dostałem je od Wojtka, jednego z pomysłodawców projektu.
Najpierw trochę ponarzekamy. Wszystkie wcześniejsze piwa z tej serii miały szeroką, prostokątną etykietę. Bardzo dobrze się na niej nadruk prezentował i gdy zobaczyłem znane mi z piw witnickich jajo moje serce zaczęło krwawić. Według mnie to cholernie zły pomysł, szczególnie gdy malunki postaci są pierwsza klasa. Wciskanie ich na siłę na tak małą powierzchnie jest zbrodnią popełnioną na talencie grafika. No, to tyle. W szkle piwo wygląda wyśmienicie na szczęście. Ciemny bursztyn, lekko zmętniony, wypisz wymaluj kolor brody maga z etykiety. Piana jak na to szkło dość wysoka, drobniutka i dość trwała jak na warunki działkowe. Ładnie się też trzymała szkła.
Przez to cholerne doświadczenie witnickie pierwsze czego szukałem w aromacie to masło i zaraz po nim gwoździe. Z przykrością dla wielu muszę stwierdzić, że takowych nie wyczułem. Rudobrody jest wolny od wad ale też i... od jakichkolwiek zapaszków. Aromat jest tak słaby, że nawet zaciekłe wąchanie w stylu narkomana na głodzie nie pomaga. Jakaś bliżej nieokreślona mieszanka karmelu z żywicą, przy czym ten pierwszy przeważa. Jakieś owoce tropikalne? Nope, trochę mnie to zaniepokoiło i dziwnie zmartwiło. Coś jakby Minsc z Baldur's Gate nie posiadał już swojego wiernego towarzysza Boo z niewiadomych przyczyn, smutne. Nie zganiajcie też braku aromatu na szkło, już nie jedno piwo pokazało pazury w tym kielichu. W smaku pierwsze co mi się rzuciło na język to zbyt wysokie nagazowanie, nie dużo ale wystarczająco żeby w jakimś stopniu uprzykrzyć mi wypicie Rudego. Zaraz po na tapetę wchodzi goryczka, jest średnia ale dość wyraźna z tym, że... drętwa jak cholera i nieprzyjemna. Niby takie albedo z grapefruita ale psuje się strasznie na finiszu. Nie jestem pewny ale "garbnikowa" to chyba idealne określenie. W dodatku zalega jak kredyt we frankach. No ale co ze smaczkami? zapytacie. Ano jest tak samo nudno jak w aromacie z tą różnicą, że to żywica dominuje teraz. Z początku wydaje się okej ale goryczka definitywnie psuje cały odbiór piwa. W dodatku czasami wychodzi obrzydliwy alkohol. Płaskie, drętwe i nieprzyjemne. Czar prysł, magowi zabrakło many.
Jeśli chodzi o etykietę, to zapewne jej plusem jest możliwość łatwego odzyskania.
OdpowiedzUsuń