No i po prezydenckiej szopce. Jedni twierdzą, że dokonali ważnego wyboru w drugiej turze a inni (w tym ja), że takowego wyboru nie było. Nie lubię PiSu (PO po tych latach opierdzielania się też z resztą) ale jak słyszę, że teraz młodzi będą uciekać z kraju bo Kaczyński i Macierewicz wyjdą z ukrycia to mnie aż krew zalewa. A wcześniej to nie wyjeżdżali przez np. rosnące podatki? Wszyscy sobie musimy uświadomić także, że prawdziwe wybory dopiero jesienią i to wtedy nasz głos będzie miał prawdziwe znaczenie.
Czemu ja o tym? Ano tak mi się skojarzyło przy okazji dzisiejszego gościa na blogu. Fine Tuned Brewery to browar kontraktowy Pawła Kubinskiego, nazywany pierwszym polskim browarem na wyspach. Nie żebym coś sugerował, z tego co czytałem owy naczelny piwowar już tam mieszka ładnych parę lat więc POPiS go do emigracji nie zmusił. Piwo zakupiłem przy okazji ostatniego WFDP, podobno ma trafić (lub już trafiło) do sklepów w całej Polsce.
Etykieta jest... dziwna. Z jednej strony mamy całkiem fajne logo nawiązujące do nazwy browaru i polskich korzeni. Z drugiej jednak mamy nazwę piwa zrobioną w cliparcie z Worda 97. Gryzie się to ze sobą jak cholera. W musztardówce piwo też wygląda średniawo. Jest przyjemny dla oka kolor, prawie że nieprzejrzysta czerń (jakieś rubinowe refleksy pojawiają się przy nóżce) ale za to piana marna i bez chęci utrzymania się chodź chwilę dłużej.
Z początku nic nie wskazywało na to, że jest to coś innego niżeli zwykły stout. Dopiero gdy człowiek przeczytał skład zaczął się zastanawiać nad tym, czego może się spodziewać. Mamy żyto (co prawda wymienione jako ostatnie) i już zaczęło mi się wydawać, że rzeczywiście pod kątem 37,5 stopni przy odpowiednim oświetleniu naturalnym piwo dostało lekkiego odcieniu brązu. Mamy amerykańskie chmiele (Chinook, Cascade, Citra) wraz z angielskimi... coś mi tu śmierdzi american stoutem i nie bardzo mi się to podoba. Zacząłem więc wąchać co by się szybko przekonać o słuszności swoich obaw. Po amerykańskim chmielu ani śladu, jest trochę gorzkiej czekolady, dość wyraźna paloność w stylu dogasającego ogniska i niestety lekka nuta rozpuszczalnikowa. Nie można owego aromatu zaliczyć do intensywnych więc nie ma się co nad nim pastwić. W smaku jest... o wiele lepiej. Od razu daje o sobie znać bardzo fajna konsystencja, jest takie aksamitne i lepkie zarazem (możliwe, że przez żyto). Niskie wysycenie i idealna treściwość tylko wspomaga owe odczucie. Całość dość wytrawna, wyraźna gorzka czekolada wspomagana palonymi ziarnami kawy i ogólnym spopieleniem. Z tej całej bandy chmieli tylko na początku da się wyczuć delikatniusią nutę cytrusów. Są one tak słabe, że nawet mi, pewnego rodzaju puryście stoutowemu nie przeszkadzają. Goryczka też bardzo delikatna, żywiczna. Finisz spokojny, kawowy, nic nie zalega ani nie uprzykrza życia. Ktoś kogoś okłamał jeżeli chodzi o te 60 IBU ale mi to w ogóle nie przeszkadza. Właśnie na takiego wytrawnego, ze spopieloną czekoladą stouta miałem ochotę (po tych wszystkich ostatnich cytrusach-fajfusach i ipach-sripach).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz