Jednym z piw, które koniecznie chciałem zakupić na Wrocławskim Festiwalu Dobrego Piwa był Lunatic z browaru Kingpin. Dorwać ich produkty to jakiś zasrany koszmar muszę Wam przyznać a piwa robią wybitnie dobre. Z dodatkami, które zazwyczaj rzeczywiście wnoszą coś do piwa a nie tylko ładnie wyglądają na etykiecie. Drugim atutem jest to, że nie sypią do kotła ton tylko nowofalowych chmieli, które podobno wnoszą nową rześkość w piwa a tak naprawdę (w większości przypadków) są tylko chwytem marketingowym.
Tak, będę na to narzekał bo mam takie prawo (jak i obowiązek) na łamach własnego bloga. Wystarczy spojrzeć co się ostatnio dzieje z pomysłami Doctor Brew, Saxy Berry i Azacca były tak wadliwe i beznadziejne, że nie mam nawet sił i chęci poświęcać im chodź odrobinę czasu na oddzielne wpisy. Przejdźmy jednak do przyjemniejszych rzeczy, orzeźwiającego witbiera i uprawy chmielu. Jak niektórzy wiedzą zamówiłem sobie jakiś czas temu sadzonki chmielu Sybilla na działeczkę. Narazie tylko cztery, chciałem zobaczyć czy w ogóle się przyjmą i będą rosły na tej dość glinie nazywanej przez działkowiczów żartobliwie ziemią. Rosną (odpukać) zdrowo więc może już w lipcu zobaczę własne, świeżutkie szyszki.
Będzie przy czym zdjęcia robić kolejnych piw (o ile do tego czasu nam bracia Rosjanie nie wjadą z pozdrowieniami na chaty). Jak wygląda butelka na tle tych ziółek? Wyśmienicie, jak każda Kingpina z resztą. Ktoś tu się musiał ostro tabsów nałykać bo świat aż tak kolorowy nie jest. W dodatku świnia jest ruda... no jak tak można! (żarciki, żarciki). Tak na serio chylę czoła grafikowi bo znowu odwalił kawał dobrej roboty. Czytam opis witbiera i ni za cholerę nie widzę go w tym szkle. Kolor się nie zgadza, jest ciemniejszy zapewne przez naturalny sok z granatu. Taka miedź wchodząca w złoto. Trochę się też poturbował w plecaku i jest dość mętny ale to nie wada przecie. Powiedziałbym nawet, że wygląda dość przyjemnie, zmętnienie jest gładkie, czyste jak kto woli. Bez farfocli itp. Piana jest jedynym minusem, nie za bardzo chciała rosnąć i dość szybko zaczęła znikać pozostawiając pustkę w moim sercu.
Aromat jest dość przyjemny i rześki ale nie bez wad. Cytrusowy, głównie kojarzy mi się z pomarańczami i cytryną. Dość specyficzny bo lekko słodkawy (może to ta grillowana cytryna właśnie) ze szczyptą kolendry i niestety odrobiną masełka gdzieś w tle. Intensywnością nie grzeszy ale powiedzmy, że jest wystarczający. Ogólne wrażenie jednak mocno na plus.
Pierwszy łyk ze szkła i poczułem się trochę jak ta świnia na LSD. Problem braku mocy zniknął jak przy wymianie leciwego już rozrusznika w aucie. Jest intensywnie, rześko, orzeźwiająco. Słodki z początku Lunatic (taki lekko miodowy, coś jak domowe cukierki miodowe z patelni) robi się bardzo szybko cytrusowy do granic możliwości. Podbite w mocy cytryna i pomarańcz tak dają czadu, że człowiek czuje się jakby wgryzał się w owe, soczyste do granic owoce. Goryczka też niczego sobie. Wyraźna, żywiczna i krótka, wychodzi szybko z imprezy bo przecież to nie ona jest gościem wieczoru. Finisz to mocny duet cytryny z granatem, delikatnie zalegający i w jakiś sposób przyjemnie kojący. Przez całość picia gdzieś w tle utrzymuje się też lekki posmaczek zbożowy z delikatnymi przyprawami (te akurat w granicach autosugestii). Trzeba przecież pijącemu przypomnieć, że ma do czynienia z witbierem. Wysycenie dość wysokie, treściwość średnia. Bardzo pijalne, kwaskowate i mocno orzeźwiające piwo (chyba najbardziej ze wszystkich piw jakie dotąd piłem). Brawo Kingpin, brawo świnia na LSD!
Pierwszy łyk ze szkła i poczułem się trochę jak ta świnia na LSD. Problem braku mocy zniknął jak przy wymianie leciwego już rozrusznika w aucie. Jest intensywnie, rześko, orzeźwiająco. Słodki z początku Lunatic (taki lekko miodowy, coś jak domowe cukierki miodowe z patelni) robi się bardzo szybko cytrusowy do granic możliwości. Podbite w mocy cytryna i pomarańcz tak dają czadu, że człowiek czuje się jakby wgryzał się w owe, soczyste do granic owoce. Goryczka też niczego sobie. Wyraźna, żywiczna i krótka, wychodzi szybko z imprezy bo przecież to nie ona jest gościem wieczoru. Finisz to mocny duet cytryny z granatem, delikatnie zalegający i w jakiś sposób przyjemnie kojący. Przez całość picia gdzieś w tle utrzymuje się też lekki posmaczek zbożowy z delikatnymi przyprawami (te akurat w granicach autosugestii). Trzeba przecież pijącemu przypomnieć, że ma do czynienia z witbierem. Wysycenie dość wysokie, treściwość średnia. Bardzo pijalne, kwaskowate i mocno orzeźwiające piwo (chyba najbardziej ze wszystkich piw jakie dotąd piłem). Brawo Kingpin, brawo świnia na LSD!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz