Życie Polaka jest często usłane może nie tyle co porażkami ale po prostu wkurzającymi momentami. Może się zdarzyć, że zacznie Ci szyberdach przeciekać w twoim najukochańszym Golfie IV. W tym przypadku wydasz stówkę i wszystko pięknie naprawione będzie. Może się też zdarzyć, że ktoś Ci będzie truskawki z działki podkradał. Tutaj wystarczy drut i w gorszych przypadkach wiatrówka. Są to rzeczy trywialne, łatwo im można zaradzić.
Nie zdzierżę jednak sytuacji, gdy w upalną do granic możliwości sobotę zawiedzie mnie piwo, na które tak mocno liczyłem w trakcie koszenia trawnika na działkach. Człowiek jeździ po wertepach jakby zamiast kosiarki miał quada (mowa tu o alejkach pomiędzy działkami, oczywiście zarząd działek ma w dupie koszenie ich) i liczy na to, że piwo doda mu sił (w końcu jak dureń zapomniał wziąć zwykła wodę więc do picia ma tylko złoty trunek...).
Nie zdzierżę jednak sytuacji, gdy w upalną do granic możliwości sobotę zawiedzie mnie piwo, na które tak mocno liczyłem w trakcie koszenia trawnika na działkach. Człowiek jeździ po wertepach jakby zamiast kosiarki miał quada (mowa tu o alejkach pomiędzy działkami, oczywiście zarząd działek ma w dupie koszenie ich) i liczy na to, że piwo doda mu sił (w końcu jak dureń zapomniał wziąć zwykła wodę więc do picia ma tylko złoty trunek...).
Kłopoty zaczęły się już podczas nalewania. Widzicie tę bujną pianę? Ja też nie. Nalewałem najburzliwiej jak mogłem a i tak nic przypominającego białą czapę nie powstało. Taki oto dziurawy, marny kożuch ujrzały moje spragnione oczęta. Kolor piwa przypominał bardziej jakieś red ale ale przynajmniej było dość klarowne (porównując z ostatnio wypitymi AIPA). Etykieta w tym samym stylu co w american wheat. Łatwy do zrozumienia przekaz, szyszki i zegar (bo "chmielowa godzina") ale jakoś tak mniej mi się podoba... Trochę za bardzo chaotycznie poukładane to jest. W dodatku robiąc te zdjęcia oparłem się kolanem o gniazdo czerwonych mrówek, nawet nie wiedziałem, że potrafią tak mocno ukąsić.
Tak wiem, poprzednie ich piwo było średnich lotów ale dałoby radę w tej, palącej sytuacji. Pierwsze pociągnięcia nosem i... co to ma być? Nie dość, że sam aromat jest słabo wyczuwalny to jeszcze jedyną jego składową jest guma balonowa. Nie ma w nim żadnych tropików, cytrusów... czegokolwiek co by się chociaż trochę kojarzyło z potęgą amerykańskiej rewolucji piwnej. Hubba Bubba i do przodu! to chyba było motto browaru. Owy zapaszek jest też trochę mdły co dało mi do myślenia, może lepiej wypić wodę z kranu? Znając jednak jakość rur w instalacji wodnej działek stwierdziłem, że lepiej wypić piwo, nie patrząc na to jak złe by było. Po pierwszych łyku zacząłem weryfikować swoje życiowe decyzje. Pierwsze myśli jakie miałem to mdlejące kobiety w zbyt obcisłych gorsetach. Piwo za cholerę nie jest orzeźwiające ani tym bardziej sesyjne. W sumie to zapychające też nie... jest po prostu mdłe do granic możliwości. W smaku głównie słaba żywica z krótkim, ale kompletnie niepotrzebnym atakiem chamskiego alkoholu. Wszystko zalane wodnistą, bliżej nieokreśloną zupą słodową. Goryczka też nie daje rady, niby jest żywiczna ale także nieprzyjemna i wręcz prosi się o wypłukanie gardła wodą. 60 IBU? W życiu, ale może to i dobrze... Wystarczyła też dosłownie chwila na lekkie ogrzanie i wyszedł smaczek przypominający przyprawę w płynie Maggi. Nagazowanie dość niskie co tylko mnoży minusy tej AIPA. Słabość, nędza i mdłości. Chyba definitywnie zakończyłem swoją przygodę z tym browarem.
A chmiel rośnie powoli. |
Fakt - jest to ich najsłabsze piwo, do czego zresztą sami się przyznają. Ale tak, czy siak myślę, że Twój egzemplarz nie był zbyt świeży (może nadpsuty?). Nie wiem ile zostało tam do końca daty ważności, ale gdy piłem je świeże (30 kwietnia) było dość dobre. Wad o których tu wspominasz nie stwierdziłem.
OdpowiedzUsuńNa bank mój i Twój egzemplarz pochodzi z tej samej warki, bo drugiej jeszcze nie było.
Pozdro
Data przydatności: 15.10.2015 więc nie ma mowy o zepsuciu, trzymany w ciemnej piwnicy ;)
Usuń