Browar rzemieślniczy Jan Olbracht ma ostatnio mocno pod górkę. Wiele piwoszy zastanawia się jak można tak spieprzyć jakość większości swoich piw (np stoutu Królewskie Tajemnice). Prawie każde zdegustowane ostatnio piwo z serii Andrzeja Mleczki jest mieszane z błotem w internetach. Co gorsza, InterMarche zrobiło promocje na ich wyroby więc z dostępnością w ogóle nie ma problemu i każdy może się o tym przekonać.
Pomarańczarnie Króla
Etykiety Andrzeja Mleczki, jak już wcześniej pisałem, podobają mi się i przedstawiają głównie stereotypy o Polakach. Murzyn tańczący dla białego pana? Mój wewnętrzny diabeł zaczyna chichotać. Wygląd wita w szkle jakoś jednak nie wywołuje uśmiechu na mojej twarzy. Ni za cholery mi to piwo witbiera nie przypomina. Jest zbyt ciemne, wity mają zazwyczaj odcień jasnego złota. Jedyne co się zgadza to mocne zmętnienie. Piana też jakoś niespecjalnie mi się podoba. Na początku była dość wysoka i wydawała się mocarna ale wystarczyła chwila i zaczęła znikać w zastraszającym tempie, nic za sobą nie pozostawiając. Nie dziwota, że zapomniałem zrobić zdjęcia całości.
Już aromat jest swoistą zapowiedzią klęski. Intensywność na bardzo niskim poziomie chociaż na początku jest jakaś nadzieja. Pojawiają się cytryny z delikatnymi przyprawami, słabizna ale zawsze. Niestety już przy drugim niuchu wychodzi mokra szmata i kanaliza. Jednak to chyba dobrze, że intensywnością owy witek nie grzeszy... W smaku nie jest jakoś szczególnie lepsze. Delikatnie zbożowe z odrobiną przypraw, w tym kolendry słabej jak demokracja w Rosji. Jednowymiarowe i nudne do bólu. Najgorsze jest jednak dziwne odczucie w ustach, które pozostaje na finiszu. Piwo jest wręcz drętwe i wydaje mi się, że to przez bardzo dziwną i sztuczną kwaskowatość. Lubię kwaśność w piwie ale ta tutaj nie ma nic wspólnego z poprawnością. Po lekkim ogrzaniu dochodzi też nieprzyjemny posmak mokrej ścierki do mycia naczyń. Goryczki brak, chyba, że ktoś ją pomyli z odrętwieniem na języku. Nagazowanie (wysokie) i treściwość jak najbardziej okej, szkoda, że piwo podłe i płaskie. Gdzie moje orzeźwienie i rześkość?
Śmietanka
Minęło parę dni od katastrofy witbierowej więc postanowiłem wyciągnąć z lodówki olbrachtowe podejście do typowej pszenicy. Zdążyłem zapomnieć już o murzynie w pomarańczach i ze spokojem zabrałem Śmietankę na działkę. Od samego początku piwo chciało abym się do niego przekonał. W szkle wyglądało wręcz wyśmienicie. Typowy złoto-bananowy kolor, pięknie zmętniony z wysoką czapą piany, która opadała w dość średnim tempie. Ta, śnieżnobiała, przypominała trochę dobrze ubite białko. Etykieta skojarzyła mi się z… Witnicą, w końcu produkują tam także piwo do kąpieli.
Aromat jest średnio intensywny ale wystarczająco wyczuwalny aby się można było nim nacieszyć. Na pierwszym planie banany, goździki i gdzieś w tle lekka guma balonowa. Bardzo poprawnie, książkowo wręcz. Powoli zacząłem się zastanawiać czy oby na pewno wziąłem piwo z Olbrachta… może akurat tego jednego nie spieprzyli przy okazji ostatniej warki? Szybki łyk i teza potwierdzona. Konsystencja bardzo fajna, dość treściwe ale nie zapycha za bardzo. Nazwa Śmietanka jak najbardziej pasuje, piwo wydaje się wręcz kremowe w ustach. Z początku słodkawe, jakby malinowe (!) szybko przechodzi w intensywne banany z goździkami, które walczą o przywództwo jak równy z równym. Gdzieś w tle dopełniają obrazek lekkie drożdże a całość zamyka wszechobecna, delikatna zbożowość. Goryczki nie ma, ale komu ona potrzebna w pszenicy (no może tylko Kopyrowi). Finisz wytrawny, lekko kwaskowaty (tym razem poprawnie). Nie mogę się nadziwić jak dobra, poprawna i przede wszystkim pijalna jest owa Śmietanka. Taki rozstrzał jakościowy w podobnych piwach tego samego browaru? Olbrachcie weź się w garść bo stać cię na więcej.
"Mój wewnętrzny diabeł zaczyna HIHOTAĆ",
OdpowiedzUsuń"Sam trunek w szkle jakoś uśmiechu nie chcę wywołać na mojej twarzy jednak". Oh, God...
Co do Olbrachta, fakt, baardzo nierówne warki. Jak tu kupować piwa z takim jakościowym "rozstrzałem"..
Tak to jest jak człowiek piszę po nocach :)
Usuń"Śmietanka" jest cudowna, zachwyciłem się od pierwszego łyka.
OdpowiedzUsuń