Picie american wheatów, zwykłych pszenicznych, saisonów, amerykańskich lub też normalnych IPA to norma w tak upalne dni jakie nam zafundowało w tym roku lato. Jako miłośnik piw ciemnych mam co chwilę chcice na takowe ale nie da się ich wypić z przyjemnością w takich warunkach. Dzięki Bogu pogoda na ostatnie dni postanowiła zmienić się diametralnie i dzięki temu miałem okazje otworzyć ostatnie piwo, które oceniam sobie we współpracy ze sklepem piwnym Piwna Przystań.
Dlaczego uważam, że stoutów nie powinno się pić przy takich temperaturach? Ano z bardzo prostego powodu: temperatura serwowania piw (w szczególności stoutów i porterów) powinna być dość wysoka, porównując oczywiście do „zalecanej” temperatury Żywca czy innych koncerniaków. Piwem nie można się nacieszyć pijąc je prawie, że lodowate. Ciemne, mocne piwa dopiero przy dwucyfrowej temperaturze uwalniają swój prawdziwy potencjał. Wszelakie pszeniczne czy lagery to inna sprawa ale my dzisiaj nie o tym.
Wygląd naszego dzisiejszego gościa bardzo przypadł mi do gustu. Zacznijmy od etykiety, która wydrukowana jest na bardzo fajnym, twardym i szorstkim papierze. Niedźwiedzio-jeleń w górzystych klimatach przypominających trochę Kanadę (mimo, że sam browar leży w Kalifornii) to to, co Brodaty lubi najbardziej. W teku piwo zachwyca czarną, nieprzejrzystą barwą. Niestety piana nie bardzo dorównuje reszcie, trafiają się w niej kratery wielkości mojego kciuka a i bardzo szybko zanika, pozostawiając tylko marny kożuch.
Aromat jest średnio intensywny jak na rasowego stouta ale za to dość długo utrzymujący się. Wytrawny, mocno palony z domieszką kawy i delikatną jak pupa niemowlęcia wanilią. Gdzieś w tle pojawia się też słaba, gorzka czekolada ale wraz z nią atakuje lekka nuta rozpuszczalnikowa, która zręcznie psuje cały odbiór. Szkoda.
Już przy pierwszym łyku daje się we znaki owsiankowa strona tego stoutu. Jest gładki, kremowy wręcz i treściwy. Od samego początku atakuje paloność, mocna i drapieżna. Gdzieś z tyłu pojawia się delikatna kawa ale to popiół rządzi na tej dzielnicy. Goryczka pojawia się znikąd i trzeba jej przyznać, że jest dość mocna jak na ten styl. Palona, kawowa, wykrzywia gębę jak mała czarna z ekspresu ciśnieniowego tyle, że… zimna (wielu osobom może się to nie spodobać). Finisz, a jakby inaczej, palony ale także lekko kwaskowaty z dodatkiem delikatnej wanilii. Mimo wysokiej treściwości pije się całkiem przyjemnie i bez zapychania (jeżeli ktoś ma wysoką tolerancję na spaleniznę oczywiście). Trochę przeszkadza wysycenie, które jest za wysokie jak na owsiankowego stouta. Ogniste wnętrze może wielu osobom przeszkodzić w delektowaniu się smukłą konsystencją tego piwa. Jakbym miał się czepiać, to mógłbym nawet stwierdzić, że jest za bardzo jednowymiarowe z tą swoją dominującą palonością.
Mam pytanie co do tego piwa ile może być przechowywane ma tylko 5.8% albo przydała by się data ważności może wiesz gdzie sie znajduje?
OdpowiedzUsuńRzeczywiście na butelce nie ma wzmianki o dacie ważności. Według mnie nie nadaję się na leżakowanie... chociaż z tak wysoką palonością jestem ciekaw co by się stało po np pół roku.
UsuńLekko wymuszając pianę przy nalewaniu dostałem piękną beżową pianę (to że szybko znikła to fakt) i nie miałem przez to problemów z wysyceniem.
OdpowiedzUsuń