Jak nie urok to sraczka jak to mówią. W naszym pięknym kraju zawsze był problem z wszelakimi akwenami wodnymi i co najdziwniejsze, są one chyba jednym z najbardziej olewanych przez nasz kochany rząd (nie ważne z której strony koryta). Do niedawna mieliśmy co roku problem z powodzią, jeździło to tałatajstwo i obiecywało remonty wałów, budowę zbiorników itd itd. Co z tego mamy dzisiaj?
Nic, jedno wielkie gówno za przeproszeniem bo te sporadyczne remonty tu i ówdzie można zwyczajnie nazwać robotą na odpierdol. Co najgorsze w tym roku mamy odwrotną sytuacje, susza w pełni więc dodatkowe zbiorniki by się na pewno przydały... Postanowiłem zajechać nad Odrę, co by sprawdzić stan rzeki na własne oczy. W słuchawkach wszelakiego rodzaju dubstepo-metalo-rocko-folk, np EarlyRise - Narcissistic Cannibal.
Powiem tak, kolorowo nie jest. Co prawda nie odważyłbym się przejść na drugą stronę z racji wielu pułapek czyhających na tym niby płytkim dnie ale tak niskiego stanu wody nie widziałem odkąd żyję (a mieszkam w okolicy jakieś 28 wiosen). Promy oczywiście nie kursują co tylko wkurza okolicznych mieszkańców, z tego co mówią za Niemca dało się używać promów nawet przy takim stanie wody. Niestety polska inżynieria i jej remonty na dobre wykluczyły tę możliwość.
Rybaków pojawiło się o wiele więcej niż zazwyczaj, zapewne o wiele łatwiej jest złapać cokolwiek gdy ofiara nie ma gdzie uciec. O dziwo nie zauważyłem żadnej ryby na brzegu. Było za to morze wysuszonych mięczaków. W jednym miejscu swoisty dywan skorup ciągnął się przez dobre paręnaście metrów.
Śmieci na szczęście nie było dużo (przynajmniej w tej okolicy). Patrząc na zdjęcia zrobione przy Wiśle zastanawiam się jakimi leniwcami muszą być nasi krajanie ze wschodu... Chociaż w sumie, pewnie Wrocław lepiej nie wygląda.
W końcu przypomniałem sobie, że mam piwo w plecaku i szybko znalazłem miejsce gdzie nie pachniało zgnilizną i mułem. Co najdziwniejsze nie było też praktycznie w ogóle owadów. Butelkę, jeszcze chłodną, otworzyłem na 31 kilometrze.
Beta w przeciwieństwie do Kwasu Alfa została zapakowana w butelkę 0,5l co mnie niezmiernie cieszy. Zostawili białe tło ale tym razem dodali jakiś dziwny, zielono-żółty wzór. To ma być kwiatek? Chyba tylko panowie z browaru wiedzą. Nie ma co narzekać bo akurat te kolory jednoznacznie kojarzą się z kwasem. W szkle piwo jest prawie że identyczne jak Alfa, pomarańczowe złoto w dodatku mocno zmętnione (plecak). Jedyną różnicą jest piana, której praktycznie nie ma. Przy nalewaniu tworzy się dość niski kożuch, który bardzo szybko zanika. Nie jestem jednak pewien, czy to aż tak duży problem przy kwaśnych piwach.
Po bardzo udanej kooperacji z browarem To Øl normalną rzeczą wydawało mi się dalsze eksperymentowanie z bakteriami kwasu mlekowego. Pinta, jak to Pinta, musiała sobie wybrać styl (Lichtenhainer) zapomniany już przez wielu i wskrzesić go dorzucając parę groszy od siebie. O dziwo nie wiało nad wodą więc wąchać mogłem do woli. Z początku wydawało mi się, że jest to Grodziskie 2.0. Bardzo szybko jednak do dymionego drewna doszły nuty kwaskowatych owoców, mi osobiście przyszły na myśl świeże, zielone jabłka. Bardzo przyjemny zapach, szkoda, że średnio intensywny.
Już po pierwszym łyku czuć, że jest to zaledwie dziewiątka. Piwo jest lekkie ale wystarczająco treściwe i bardzo orzeźwiające. Początek wydaje się trochę pusty ale w końcu pojawia się ta upragniona kwaśność w połączeniu z delikatną chlebowością. Słodowość, oczywiście delikatna (jak wszystko w tym piwie) skleja zręcznie całość do kupy. Wędzonka wyczuwalna, znowu bardziej palone drewno niż szyneczka. Jest wystarczająca i nie wchodzi w drogę przyjemnej kwaśności. Tutaj niestety skończymy tę piękną opowieść bo zaczynają się schody. Po pierwsze goryczki nie uświadczysz ale to akurat mi najmniej przeszkadza w kwasie. Po drugie... tak jak początek był nijaki tak finisz praktycznie nie istnieje, zupełnie jak zapasy żywnościowe studenta zaraz przed zjazdem do domu na weekend. Przez owe braki piwo bardzo krótko zachwyca zmysły, szkoda bo ma czym. Może wystarczyłoby mocniej nachmielić, co by jakaś owocowość postanowiła wyjść z ukrycia? Wysycenie średnie do wysokiego, bardzo dobrze pasuje do całości. Podsumowując bardzo dobry pomysł tylko nie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, mimo tego wypiłem ze smakiem. Chyba czas zabrać się za Kwas Gamma...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz