Tak wiem, mój skill photoshopa zadziwia każdego. |
Zaczynamy z grubej rury czyli od wpisu Michała na blogu Piwny Garaż. Tak jak dotychczas był to bardziej temat wewnętrzny, dyskutowany głównie w gronie piwnych blogerów tak teraz został on wyciągnięty na światło dziennie jak jakiś bandyta z Saloonu w Colorado. Nie muszę Wam chyba uświadamiać, kto mógł być zapalnikiem do stworzenia tego tekstu? Sam ostatnio się zdobyłem na spróbowanie piwa z browaru zamieszanego poniekąd w tę sprawę i chcąc nie chcąc muszę stanąć po stronie Michała w tym sporze. Nie ważne jak byśmy próbowali zakłamać rzeczywistość pieniądze zawsze będą miały wpływ na ocenę, choćby przez chęć zamaskowania wad czy zwykłych niedociągnięć w produkcie. Gdzieś z tyłu głowy zawsze będzie taki mały chochlik, który będzie nam mówił "No daj spokój! Przecież zapłacili!". Rozwiązanie jest według mnie proste, informacja o płatnej współpracy we wpisie/video powinna wystarczyć. W USA zaczęli z tym walczyć ostatnio. Dobrym przykładem jest kara nałożona na znany kanał youtubowski Machinima, który nie zaznaczył w widoczny dla każdego sposób, że jego recenzje związane z bodajże Xboxem One są sponsorowane przez Microsoft. Acha, nie bójcie się. Jak mi ktoś zapłaci złotóweczki za degustację to nie omieszkam Was o tym poinformować w pierwszym akapicie.
Ważną informacją podzielili się z nami organizatorzy Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa. Zmieniła nam się data kolejnej edycji, i to dość znacznie. W 2016 roku widzimy się dopiero 9-12 czerwca, co daje nam też dodatkowy dzień na delektowanie się przepysznym piwem na trybunach stadionu. Według mnie jest to dobre posunięcie, w weekendy majowe było za dużo innych imprez i przez to ciężko było się zadomowić na płycie stadionu. Mam nadzieję, że nie zabraknie piwa na ten dodatkowy dzień.
Kolejną małą wojenką okazał się Festiwal Prawdziwego Piwa w Łebie. Dla jednych temat do drwin, dla innych wspomnienia spokojnej degustacji bez kolejek i przepychania się pomiędzy piwnymi geekami... dla wszystkich jednak jest to "incydent" godny przemyśleń i wyciągnięcia wniosków. Zaczął Bartek swoim wpisem o kulinariach, w tym głównie o sosach własnych. Odpowiedział mu Michał, osoba, jakby nie patrzeć, stojąca po drugiej stronie barykady. Nie będę streszczał ich tekstów bo się tego po prostu nie da zrobić, radzę przeczytać oba wpisy. Co o tym sądzę? Pierwszy raz jestem w kropce. Z jednej strony uważam, że definitywnie widać do kogo się uśmiechają browary (beer freaky, geeki czy co tam sobie jeszcze ludzie wymyślą za określenia) a na kogo nawet nie spojrzą. Z drugiej strony... nie muszą (w mojej opinii) wydawać własnych pieniędzy żeby kogokolwiek nauczać albo namawiać do konsumpcji niosąc w ten sposób wymuszony sztandar tzw. craftu.
Na koniec dwa tematy luźne. Każdy z nas ma wspomnienia z dzieciństwa, przy których robi mu się ciepło w środku (i nie mam tu na myśli wzdęć czy zgagi). Dla mnie jedną z takich rzeczy była kreskówka wprost z krainy kwitnącej wiśni czyli Dragon Ball. Często po szkole oglądaliśmy ją z kumplami siedząc przed tv na podłodze z wybranym kanałem RTL7. Co prawda zjedzenie kanapki przez bohatera zajmowało 3 odcinki (o innych, bardziej rozbudowanych wątkach nawet nie będę wspominał) ale jakoś człowiek siedział z wielkimi oczami (prawie jak z anime) i oglądał z wielkim zaciekawieniem. Dlaczego ja o tym? Ano dlatego, że pojawiła się nowa seria, która kompletnie zapomina o GT a ma miejsce zaraz po wydarzeniach znanych z Dragon Ball Z. Tak, jestem dorosłym, brodatym facetem oglądających bajkę japońską co tydzień. What You gonna do?
Ważną informacją podzielili się z nami organizatorzy Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa. Zmieniła nam się data kolejnej edycji, i to dość znacznie. W 2016 roku widzimy się dopiero 9-12 czerwca, co daje nam też dodatkowy dzień na delektowanie się przepysznym piwem na trybunach stadionu. Według mnie jest to dobre posunięcie, w weekendy majowe było za dużo innych imprez i przez to ciężko było się zadomowić na płycie stadionu. Mam nadzieję, że nie zabraknie piwa na ten dodatkowy dzień.
Kolejną małą wojenką okazał się Festiwal Prawdziwego Piwa w Łebie. Dla jednych temat do drwin, dla innych wspomnienia spokojnej degustacji bez kolejek i przepychania się pomiędzy piwnymi geekami... dla wszystkich jednak jest to "incydent" godny przemyśleń i wyciągnięcia wniosków. Zaczął Bartek swoim wpisem o kulinariach, w tym głównie o sosach własnych. Odpowiedział mu Michał, osoba, jakby nie patrzeć, stojąca po drugiej stronie barykady. Nie będę streszczał ich tekstów bo się tego po prostu nie da zrobić, radzę przeczytać oba wpisy. Co o tym sądzę? Pierwszy raz jestem w kropce. Z jednej strony uważam, że definitywnie widać do kogo się uśmiechają browary (beer freaky, geeki czy co tam sobie jeszcze ludzie wymyślą za określenia) a na kogo nawet nie spojrzą. Z drugiej strony... nie muszą (w mojej opinii) wydawać własnych pieniędzy żeby kogokolwiek nauczać albo namawiać do konsumpcji niosąc w ten sposób wymuszony sztandar tzw. craftu.
Na koniec dwa tematy luźne. Każdy z nas ma wspomnienia z dzieciństwa, przy których robi mu się ciepło w środku (i nie mam tu na myśli wzdęć czy zgagi). Dla mnie jedną z takich rzeczy była kreskówka wprost z krainy kwitnącej wiśni czyli Dragon Ball. Często po szkole oglądaliśmy ją z kumplami siedząc przed tv na podłodze z wybranym kanałem RTL7. Co prawda zjedzenie kanapki przez bohatera zajmowało 3 odcinki (o innych, bardziej rozbudowanych wątkach nawet nie będę wspominał) ale jakoś człowiek siedział z wielkimi oczami (prawie jak z anime) i oglądał z wielkim zaciekawieniem. Dlaczego ja o tym? Ano dlatego, że pojawiła się nowa seria, która kompletnie zapomina o GT a ma miejsce zaraz po wydarzeniach znanych z Dragon Ball Z. Tak, jestem dorosłym, brodatym facetem oglądających bajkę japońską co tydzień. What You gonna do?
Drugim luźnym, ale denerwującym mnie tematem jest Endomondo, do którego dawałem linki podczas wpisów Pijanego Rowerzysty. Lubię praktyczne gadżety więc zakupiłem sobie ostatnio zegarek z GPS i pulsometrem (nie mylić ze smartwatchem). Chciałem coś prostego ale z dobrą baterią i nadajnikiem GPS więc po zrobieniu małego badania rynku wybrałem Polar M400. Prosty interface, łatwa synchronizacja, całkiem wytrzymała obudowa i możliwość eksportu trasy do pliku to jego główne zalety. Jest tylko jeden problem... Endomondo wariuje gdy wrzucam plik ze swoim treningiem. Trasę na mapie bardzo ładnie zaznacza, to samo z innymi statystykami (głównie na wykresie). Nie wiedzieć jednak czemu pokazuje absurdalną prędkość maksymalną, czasami sięgająca 3000km/h... tak, dobrze widzicie, trzy zera. Jest to cholernie dziwne bo na wykresie nie ma takiej prędkości. Olałem więc Endomondo (support zamknął mój ticket i podał swoim "inżynierom" temat do rozpatrzenia) i przeniosłem się na Stravę. Strona o wiele lepiej wygląda, jest więcej rzeczy/statystyk związanych z samym treningiem i co chyba najlepsze większość pro sportowców jej używa. Na pewno nie będzie tak popularna jak EndoFacebook bo ma tylko dwa typy ćwiczeń: rower i bieganie. Mi to jednak nie przeszkadza więc zapraszam Was na Stravę.
Jeśli strava to polecam wtyczkę do chrome Stravistix: https://chrome.google.com/webstore/detail/stravistix-for-strava/dhiaggccakkgdfcadnklkbljcgicpckn?hl=en
OdpowiedzUsuńStrava chyba najlepsza, Endo tak jak napisałeś - taki Fejsbuk.
OdpowiedzUsuńA próbowałeś polskiego Navime? Chłopak cały czas rozwija apke w dobrym kierunku.
Może kiedyś sprawdzę, jeśli można tam wgrywać pliki ;) Dzięki Polarowi powiedziałem definitywne wypier*** aplikacjom na telefon.
UsuńMożna wgrywać pliki :)
Usuńhttp://www.navime.pl/new.xhtml;jsessionid=GXntPAhQPQlXiBtTALk2g8-P.server?cid=114606