Drugie picie (leżak): Jakby mi ktoś powiedział jakiś czas temu, że wrócę do serii powrotów na blogu, to bym się chyba popukał po czole. Kiedyś to człowiek miał czas i chęci wracać do piw, aby sprawdzić ich jakość lub zestarzenie się. A dzisiaj... no sami wiecie. Na szczęście nadarzyła się okazja w postaci ankiety na fejsie. Akurat nie miałem nic nowego, a Wy nie chcieliście sprawdzić jak się ma Argus z puszki po terminie. No to co? Lecim!
Już na pierwszy rzut oka coś mi nie pasowało... toż to piana jakaś taka się gęsta zrobiła po tych 4 latach. Dziwne. Aromat też zgoła inny. bo alkohol znikł kompletnie. Teraz mamy cholernie przyjemne połączenie czekolady (delikatnie mlecznej) i kawki zbożowej. Dalej trochę chlebka i karmelu, a za siedmioma górami odrobina czerwonych owoców (na mój nos śliwko-malina). Przyznam się szczerze, że takich fajnych zapaszków się po tym piwie nie spodziewałem.
Oho, jest kolejne zaskoczenie. Ciałko bardzo przyjemne, na takim proper bałtyckim poziomie, że się tak wyrażę. W miarę gęste i aksamitne z dość niskim wysyceniem. Tutaj znowu po alkoholu słuch zaginął (w świeżynce zadziwiało mnie to jak mocno był wyczuwalny przy dość niskiej jego ilości). Czekolada pięknie pokazuje swoją dominacje (delikatnie bardziej gorzka się zdaje niż w aromacie), a bardzo blisko niej wlecze się Joker w postaci kawy zbożowej. Za nimi wiśnia, tą to nawet po tylu latach pamiętam. Ma takie fajne nalewkowe zacięcie. Co najważniejsze jednak, to teraz to wszystko do siebie pasuje i współgra ze sobą. Goryczka delikatna, lekko palona. Nie ma tej wcześniejszej cierpkości, która ją przykrywała. Na finiszu pojawia nam się znowu zaskakująca jak na porter paloność. Ta trochę zalega, ale o dziwo pasuje mi do reszty. I to jest proszę państwa fajny, ułożony i iście jesienny porter bałtycki. Szkoda tylko, że musiałem na niego czekać te 4 lata.
Kontynuujemy celebrowanie jesieni i po ostatnim, bardzo przyjemnym leżaku z koguciej fermy spojrzymy sobie dzisiaj na coś świeższego dla odmiany. Browar na Jurze ma wiele dobrych piw, dlatego lały mi się łzy rzęsiste gdy nie udało mi się zakupić pierwszej warki opisywanego dzisiaj porteru. Drugiego wypustu nie mogłem odpuścić dlatego zakupiłem dwie sztuki, jedna pójdzie do piwnicy.
Już na pierwszy rzut oka coś mi nie pasowało... toż to piana jakaś taka się gęsta zrobiła po tych 4 latach. Dziwne. Aromat też zgoła inny. bo alkohol znikł kompletnie. Teraz mamy cholernie przyjemne połączenie czekolady (delikatnie mlecznej) i kawki zbożowej. Dalej trochę chlebka i karmelu, a za siedmioma górami odrobina czerwonych owoców (na mój nos śliwko-malina). Przyznam się szczerze, że takich fajnych zapaszków się po tym piwie nie spodziewałem.
Oho, jest kolejne zaskoczenie. Ciałko bardzo przyjemne, na takim proper bałtyckim poziomie, że się tak wyrażę. W miarę gęste i aksamitne z dość niskim wysyceniem. Tutaj znowu po alkoholu słuch zaginął (w świeżynce zadziwiało mnie to jak mocno był wyczuwalny przy dość niskiej jego ilości). Czekolada pięknie pokazuje swoją dominacje (delikatnie bardziej gorzka się zdaje niż w aromacie), a bardzo blisko niej wlecze się Joker w postaci kawy zbożowej. Za nimi wiśnia, tą to nawet po tylu latach pamiętam. Ma takie fajne nalewkowe zacięcie. Co najważniejsze jednak, to teraz to wszystko do siebie pasuje i współgra ze sobą. Goryczka delikatna, lekko palona. Nie ma tej wcześniejszej cierpkości, która ją przykrywała. Na finiszu pojawia nam się znowu zaskakująca jak na porter paloność. Ta trochę zalega, ale o dziwo pasuje mi do reszty. I to jest proszę państwa fajny, ułożony i iście jesienny porter bałtycki. Szkoda tylko, że musiałem na niego czekać te 4 lata.
Oryginał 27.09.2015:
Kontynuujemy celebrowanie jesieni i po ostatnim, bardzo przyjemnym leżaku z koguciej fermy spojrzymy sobie dzisiaj na coś świeższego dla odmiany. Browar na Jurze ma wiele dobrych piw, dlatego lały mi się łzy rzęsiste gdy nie udało mi się zakupić pierwszej warki opisywanego dzisiaj porteru. Drugiego wypustu nie mogłem odpuścić dlatego zakupiłem dwie sztuki, jedna pójdzie do piwnicy.
Wiele osób polecało jurajski porter twierdząc, że jest on jednym z lepszych w naszym kraju. Szczerze mówiąc jest to jakiś wyczyn bo rzadko zdarza się u nas spieprzony przedstawiciel tego stylu. Nawet Żywiec robi całkiem dobrego, może go w końcu wyciągnę z piwnicy? Co do Jurajskiego, parę butelek pojawiło się w Tesco jakiś czas temu.
Pierwsze co zaskakuje to pojemność, browar postanowił rozlać swoje czarne złoto do butelek 330ml co mnie trochę zdziwiło. Zrozumiałbym gdybyśmy mieli do czynienia z wysokim ekstraktem (brak info na butelce). Po ilości alkoholu można powiedzieć, że jest on raczej w dolnej granicy stylu. Po internetach krąży jednak informacja, że ma on 22% ekstraktu, dziwne. Tak na marginesie to browar mógłby w końcu odświeżyć swoją stronę internetową... Samo piwo wygląd ma dwojaki. Kolor jak najbardziej okej, czarny, bez prześwitów, wydaje się też być klarowne. Problem pojawia się przy pianie, która mimo sporych rozmiarów bardzo szybko pęka i redukuje się do niskiego kożuszka. Na osłodę pozostawia słabą koronkę.
Niestety już przy pierwszym rzucie nosem wychodzi alkohol z lekką nuta rozpuszczalnikową. Ciemne owoce, tutaj głównie śliwka, próbują się przebić i nawet im się to czasami udaje. Szkoda, że tylko czasami. Do tego możemy dodać jeszcze półsłodką czekoladę, która chyba jest najbardziej trwałym punktem całego aromatu. Z intensywnością jest różnie, z początku wydawało się okej ale już po chwili zapachy zaczęły zanikać. Kurde nie tego się spodziewałem, skąd ten beznadziejny alkohol?
22% ekstraktu? No nie wiem, ani nie jest on oblepiający ani wypełniający. Szczerze mówiąc to wydaje się dość lekki jak na porter bałtycki. Nie jest to jeszcze szeroko pojęta wodnistość, ale wolę jednak grubsze. Niestety, pierwsze na co się natykamy to (znowu) ten nieszczęsny, lekko rozpuszczalnikowy alkohol. Na szczęście nie w aż tak mocnym stężeniu jak w aromacie i tylko na samym początku, gdy trunek dotyka języka. Bardzo szybko pałeczkę przejmuje gorzka czekolada wraz z ciemnymi owocami, z dojrzałą wiśnią na czele. Do tego lekka paloność gdzieś z tyłu. Ogólnie słodowość wydaję się być dziwna, niezdecydowana... wystraszona nawet. Goryczki brak, serio. Zamiast niej wszechobecna cierpkość. Finisz, o dziwo, mocno palony, popiołowy wręcz. Niestety, każdy ze smaków jest jakiś taki czerstwy, kłujący a nawet szczypiący. Nic ze sobą nie współpracuje, nie jest to tak fajnie drapieżne jak przy okazji Corneliusa. Tak jak treściwość wydaje mi się za niska tak wysycenie jest o wiele za wysokie. Coś chyba jest nie tak z tą drugą warką. Zaczynam powoli wątpić w słuszność jej leżakowania...
----------
Styl: Porter Bałtycki
Alk: 7,5%
Ekstrakt: 22° BLG
IBU: b/d
Skład: słód (pilzneński, monachijski, carapils, wiedeński, diastyczny, czekoladowy pszeniczny, caraaroma, carafa), chmiel (Lubelski, Marynka), drożdże S-189.
Do spożycia: 11.2015
Coś ewidentnie jest nie tak. Piłem pierwszą i była wręcz wyśmienita. Na szczęście jedna powędrowała do leżakowania. Mam też drugą warkę kupioną na początku sierpnia z zamiarem leżakowania, teraz jednak muszę sprawdzić czy warto :)
OdpowiedzUsuń