Browar Zamkowy Cieszyn to bardzo specyficzny przypadek. Dawniej zwany Brackim Browarem Zamkowym uwolnił się spod panowania złego koncernu, w tym przypadku wątpliwego złoczyńce gra Grupa Żywiec. Tak do końca nie wiadomo na jakich zasadach odbyło się to przecięcie pępowiny, ale wielu uważa, że powinno wyjść to browarowi na dobre. Czy tak naprawdę jest?
No właśnie. Już przy żywieckim saisonie były głosy, że jest to zwyczajnie saison cieszyński z inną etykietą. Ja tam w takie pogłoski nie wierzę akurat i dlatego postanowiłem sprawdzić jak to jest z jakością cieszyńskich wyrobów. Traf chciał, że akurat w jednym z monopolowych w moim mieście pojawił się stout i porter. Ten drugi poleciał do piwnicy na delikatne leżakowanie. Pierwszy już od jakiegoś czasu przykuwał moje oko z racji dodatków: papryczka chilli, wanilia, kakao. Czy będzie to idealny, codzienny stout na chłodne, zimowe wieczory?
Graficznie Cieszyn zmienił się nie do poznania. Mamy nowe logo i co najważniejsze ujednolicone etykiety. Każdy styl ma własny kolor wstążki, na której widnieje jego nazwa. Design jest prosty, zaciągnięty trochę z okocimskich etykiet, ale trzeba przyznać, że jest wystarczający. Samo piwo ma beżową pianę, która jakoś nieszczególnie chce się tworzyć. Szybka redukcja to niskiego kożuszka i tak zostaje, praktycznie do końca picia. Nie jest też jakoś szczególnie ładna, pełno w niej dużych bąbli. Kolor piwa z początku przypominał czarny, pod światło było jednak widać rubinowe refleksy. Wydawało się być też klarowne.
Już aromat zaskakuje pozytywnie. Na pierwszym planie czekolada. W sumie to bardziej kakao, i to nie takie z pierwszej lepszej łapanki. Zaraz potem pojawia się delikatne muśnięcie kawy i szczypta wanilii, bardziej na granicy autosugestii. Papryczek nie wyczuwam za to, bardziej słodycz przypominającą miks karmelu z nalewką wiśniową, pod właśnie taką postacią pojawia się przyjemny i delikatny alkohol. Mam jednak mały problem, bardziej mi to przypomina porter niżeli stout.
W smaku cieszyński czarnuch idzie na szczęście w stronę tego drugiego. Znowu mamy kakao, które wraz z delikatną wanilią tworzy dziwacznie suche odczucie w ustach. Wtóruje im pewnego rodzaju popiołowość, która przeradza się w lekko paloną goryczkę. Ta jakoś nieszczególnie chce się wyróżniać. Ot tak odbębni swoje i ucieka w siną dal jak gimnazjalista w piątek, zaraz po ostatniej lekcji. Finisz to już zanikający popiół z kawą i, w końcu, delikatną papryczką chilli. Ta pozostawia dość przyjemne, rozgrzewające uczucie w ustach przez jakiś czas. Całość słodkawa, słodowa, karmelowa nawet. Wysycenie średnie, według mnie za wysokie jak na ten styl. Pijalność dość wysoka, mimo 14' BLG bardzo szybko i gładko się piło. Mam jednak jeden problem z tym piwem. Mianowicie nie jestem do końca przekonany, że to stout. Dodanie kakao, które jakby nie patrzeć jest dominujące, przypomina próbę zakamuflowania braku podstawowych składowych tego stylu. Według mnie, jest to bardziej zwykłe ciemne piwo z dodatkami. Nie zrozumcie mnie jednak źle, sięgnę po nie jeszcze na pewno. Jako miłośnik stoutów muszę jednak przelać na papier swoje obawy i odczucia.
Przy tego typu piwach osoby lubujące się w prostych i czytelnych klasyfikacjach mają największy problem, no bo jestem ciekaw w którym momencie uznałbyś że to z całą pewnością stout, gdyby nuta palona była dłuższa i intensywniejsza? Granica stylów w tym wypadku wydaje się dość płynna i jestem ciekaw tu Twojej interpretacji różnic pomiędzy stoutem a porterem w takiej mniej klasycznej przyprawowej odmianie. Pzdr :)
OdpowiedzUsuńJak na mój gust nuta palona powinna być marginalna w porterze (tak wiem, że BJCP mówi coś innego). Chodzi mi o to, że zawsze ją przykrywają słodsze nuty, czy to alkoholowe czy np estrowe. W stoucie tego nie ma... no może nie w tym, cieszyńskim przypadku akurat :)
Usuń