Polski Craft rośnie w siłę z miesiąca na miesiąc, widać to na każdym alkoholicznym kroku. Gdy osoba, która interesuje się polskim rynkiem browarnianym (czyt. Wasz uniżony) widzi na półce sklepowej piwo z browaru, o którym w ogóle nie słyszała wiedz... że coś się dzieje.
Tak jest właśnie w tym przypadku. Browar Gloger został reaktywowany w czerwcu zeszłego roku, ale jego nazwa jakoś nie obiła mi się o uszy wcześniej. Będąc ostatnio w sklepie zaciekawiła mnie etykieta z Marszałkiem i to tak właśnie trafiłem na ten miejski browar wprost z Białegostoku. W sumie... może by odwiedzić ich jakoś na wakacje? W końcu mam tam rodzinę.
Wracając do wyżej wspomnianego przyciągania oczu, etykieta. Schludna, prosta, kojarząca się ze starymi pocztówkami i ogólnie pocztą z okresu międzywojennego. Ma niestety jedną wadę... metryczka jest wklejona chyba w 3 różnych miejscach. Po co? Nie można było tych informacji umieścić w jednym miejscu? Na szczęście samo piwo wygląda jak rasowy koźlak. Ciemna miedź przechodząca w rubin, klarowne. Piana, lekko brązowawa, urosła do sporych rozmiarów, ale dość szybko zaczęła opadać. Nie była jakoś szczególnie ładna, średnie a i czasami duże pęcherze to norma w tym piwie. Co mnie urzekło to spora koronka, którą po sobie zostawiła na ściankach.
Aromat owszem jest słodowy i po części melanoidynowy (głównie skórka od chleba), ale brakuje mu siły i wytrzymałości. Znam ludzi, którym to będzie pasować. Uwielbiają koźlaki, ale nieszczególnie przepadają za ich zapachem... dziwadła z nich. Jak można nie lubić tych chlebowych, specyficznie opiekanych zapaszków (których akurat tutaj trochę brakuje)? Dałem mu się chwilę ogrzać, ale jedyną rzeczą, która przybrała na sile było masełko. Na szczęście i tak pozostało gdzieś w tyle co w koźlaku mi akurat nie przeszkadza.
Już po pierwszych paru łykach było wiadomo, że ten sam problem trapi także smak. Zacznijmy jednak od pozytywów. Glogerowego koźlaka piję się bardzo szybko i bez grymasów. Alkohol jest fenomenalnie ukryty, wręcz niewyczuwalny. Średnie wysycenie i takie samo ciało powinny nam dać do myślenia. Piwo szybko znika ze szkła co może być zabójcze przy dłuższej posiadówie. Niestety jeżeli chodzi o doznania smakowe to już nie jest tak super kolorowo. Owszem piwo jest słodowe, problem jednak w tym, że cholernie mało w nim nut typowo koźlakowych. Jakbym się mocno uparł to może bym wyczuł jakiś chlebek gdzieś z tyłu, ale i tak przykrywa go o wiele mocniejszy karmel. Po ogrzaniu wychodzą też bardzo słabe suszone owoce, mi osobiście kojarzące się ze śliwką i morelą (chociaż w tym momencie to już sam nie wiem czy sobie tego nie wymyślam aby podbić trochę jakość tego piwa). Goryczka szybka i jakoś nieszczególnie wykrzywiająca. Zaznacza swoją obecność i znika. Finisz jest za to dość ciekawy, przypomina mi trochę kawę zbożową co jest chyba wadą w tym stylu. Podsumowując, glogerowy bock nie jest zły... jest zwyczajnie nudny, nawet jak na koźlaka.
----------
Styl: Koźlak
Alk: 7% Obj.
Ekstrakt: 16% Wag.
IBU: 22
Skład: słód (pilzneński, monachijski, karmelowy jasny, aromatyczny, melanoidowy, karmelowy ciemny), chmiel (Marynka, Lubelski), drożdże dolnej fermentacji.
Do spożycia: 01.12.2016
Oj nie oglądało się Kopyra... ;P
OdpowiedzUsuńJeśli do tej pory nie słyszałeś o Glogerze, to raczej słabo interesujesz się "polskim rynkiem browarnianym". Ja już przed premierą wiedziałem o jego istnieniu. Browar zasłynął tym, że wypuścił na start aż 10 piw!
Wiem, że niektórym ciężko jest to sobie wyobrazić, ale są ludzie, którzy nie oglądają każdego filmiku Kopyra ;) Nie sądzisz, że ocenianie kogoś zainteresowania danym tematem jednym "faktem z życia craftu" jest trochę... głupie? :)
Usuń