Dzisiaj sprawdzimy sobie (znowu) piwo, które gniło w czeluściach mojej piwnicy już jakiś czas. Wysypało się degustacji ostatnio na jego temat, więc postanowiłem sam spróbować i zaskakujące jest ile temu wieśniaczemu stylowi (bo farmhouse... heheszki?) dało takie niby leżakowanie.
Uwarzone wraz z pubem Jabeerwocky na cześć znanego i lubianego basisty/wokalisty Lemmiego Kilmistera piwo jest kolejnym z serii kolaboracyjnych browaru Profesja. Wcześniej piłem ich Przekupkę, którą uwarzyli wraz z pubem Targowa i nie byłem zawiedziony. Jak będzie tym razem?
Jeżeli dobrze pamiętam każda z etykiet browaru ma rysunek krasnala, który trudzi się daną profesją (w zależności od nazwy piwa). Tym razem jest trochę inaczej, mamy bowiem sylwetkę zmarłego niedawno Lemmiego (Motörhead anyone?). Oczywiście nie pomyślałem o tym, aby zrobić zdjęcie bom idiota. Rysunek możecie zobaczyć tutaj. Samo piwo okazało się być zaskakująco klarowne, prawie, że idealnie. Oczywiście miało sporo syfu na spodzie butelki, ale musiałby się człowiek natrudzić aby go podnieść. Kolor... raczej miedziany. Piana wysoka, drobna, śnieżnobiała. Żywot miała średnio długi, ale pozostawiła po sobie bajeczną koronkę na ściankach.
Ojezusicku, co to jest? Albo mi się coś z nosem stało albo leżakowanie tego piwa zmieniło całkowicie jego profil zapachowy. Z tego co czytałem świeżynka pachniała cytrusami, teraz tak na pewno nie jest. Stajnia, końska derka. W dodatku w takich ilościach, że aż podraża nos. Cytrusy mocno, ale to cholernie mocno z tyłu. Może nawet w granicach autosugestii. Z taką stajnią w belgijskim piwie się jeszcze nie spotkałem muszę przyznać.
W smaku tak samo zaskakujące. Po pierwsze, jest cholernie pijalne, żeby nie nadużyć słowa sesyjne. Wysycenie mogłoby być wyższe, ale w tym przypadku to raczej moje własne widzimisię. Jest też dość wytrawne. Znowu atakuje stajnia i spocone konie po całym dniu treningu. Jakby człowiek skórę przeżuwał. Gdzieś z tyłu czai się lekka nuta limonki, ale rozpędzone stado koni bardzo szybko ją przegania. Goryczka wchodzi szybko i tak samo szybko znika. Jest taka trochę łodygowa i ziołowa zarazem. Przydałaby się mocniejsza aby chociażby na chwilę przerwać dominacje kopytnych. Finisz to niekończący się i trochę zalegający galop z dodatkiem delikatnych przypraw, tutaj rolę główną odgrywa pieprz. Cały czas pałęta się też jakiś słodki owoc... gruszka? Raczej tak. Zaskoczyło mnie to piwo muszę przyznać. Nie spodziewałem się takiej dzikości. W końcu wyszło tak, że Ameryki w tym mało a wsi od cholery. Czy to źle? Broń Boże.
----------
Styl: American Farmhouse Ale
Alk: 5,9%
Ekstrakt: 13°
IBU: 26
Skład: słód (jęczmienny: pilzneński, monachijski, aromatic; pszeniczny), płatki owsiane, chmiel (Hallertauer Tradition, Cascade, Mosaic, Centennial), drożdże (California Ale, Wallonian Farmhouse, Brettanomyces Bruxellensis).
Do spożycia: 18.05.2016
Tak wiem, że to z tyłu to nie jest bass. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz