Takie niespodzianki to ja lubię. Rafał, znajomy z drużyny rowerowej, lata dość często służbowo do kraju, który wielu z nas uważa za kolebkę piwnej rewolucji. Chodzi oczywiście o Stany Zjednoczone. Tak jak my lubi sobie wypić dobre piwo, więc odwiedza miejscowe browary kiedy tylko może.
Akurat tak się złożyło, że był ostatnio w browarze Voodoo, który z zewnątrz przypomina bardziej kamienicę usługową a nie miejsce, w którym się warzy piwo. Z tego co wiem, większość browarów w USA tak właśnie wygląda co według mnie ma swój urok. Anyway, przemycił mi butelkę świeżej IPA wprost z browaru. Nawet daty ważności nie zdążyli nakleić. Mam się bać?
Etykieta kojarzy mi się trochę z czasami flower power i to raczej zamierzony efekt artysty. Jest kolorowo, na dobrym papierze i z głównym bohaterem na środku, pokaźnych rozmiarów w dodatku. Tak, chodzi o szyszkę chmielu, a nawet dwie. Spodobało mi się też to, że kapsel nie był czarny, ale żółty. Samo piwo okazało się być prawie, że idealnie klarowne. Złote, może lekko miedziane. Piana średnio chciała się utworzyć i w dodatku zaczęła znikać dość szybko pozostawiając po sobie dziurawy kożuch.
"Holy shit goddamn!" jakby to powiedzieli demokratyczni najeźdźcy zza wielkiej wody. Aromat wbija w podłogę intensywnością i długo nie pozwala się podnieść. Podwójne chmielenie na zimno dało efekty. Marakuja, mango, soczysta cytryna z grapefruitem i delikatny chlebek gdzieś z tyłu. Do tego ta dziwna nuta tytoniowa, którą chyba tylko ja wyczuwam przy mocno chmielonych IPA. Jest miazga ogólnie.
W smaku piwo nie zwalnia tempa i utrzymuje zasłużony zachwyt pijącego. Istna zupa chmielowa, tylko, że dość klarowna. Cytrusy i trochę dopełniających tropików to główne składowe Good Vibes. Grapefruit przejmuje pałeczkę głównodowodzącego a cytryna robi za jego sługusa. Mango i pomarańcza maszerują za nimi, ale ich słodycz nie ma prawa się przebić. Wszystko na delikatnej, biszkoptowej podbudowie słodowej. Goryczka mocna, momentami przyjemnie bolesna nawet. Profil grapefruitowy, a jakże by inny. Zalega też długo, ale na pewno znajdą się tacy, którzy pokochają ją za to. Finisz to nic innego jak wytrawne przeciągnięcie goryczki: grapefruit i szeroko pojęta cytrusowość. Cholernie wyraźne, złożone i bardzo pijalne jak na te parametry. Ciało idealne, niby je czuć, ale jeszcze nie tak mocno aby wypchało człowieka. Nagazowanie dość wysokie co w tym przypadku pomaga w piciu. Wielu na pewno odrzuci to, jakie to piwo jest wytrawne w porównaniu z naszymi polskimi odpowiednikami, ale najwyraźniej Amerykanie tak już mają. Można sobie z nich żartować, ale chciałbym żyć w kraju gdzie w zaledwie 15 tyś. mieście można sobie zajść do browaru i napić się tak dobrego piwa.
----------
Styl: India Pale Ale
Alk: 7,3%
Ekstrakt: b/d
IBU: 85+
Skład: słód (caramalt, acidulated, carapils), chmiel (Galaxy, Amarillo, Mosaic, Apollo), drożdże.
Do spożycia: b/d
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz