Dzisiaj obczaimy sobie kolejnego reprezentanta drużyny wyklętych (czy też zapomnianych) piw. Ci rezydenci mojej jakże poniemieckiej i zaciemnionej piwnicy nie mają lekko. Nikt się do nich nie odzywa i muszą w dodatku patrzeć jak ich świeżsi bracia lądują w szkle przed nimi. Nie ma letko jak to mawiał klasyk.
Birbantowy robust porter w wersji double to pewnego rodzaju ryzyko. Leżakowałem bowiem już jego poprzednika (zwykłego) i jeżeli dobrze pamiętam nie wyszło mu to na dobre (zwyczajnie się zepsuł). Tutaj jednak mamy więcej alko i wyższy ekstrakt (duh), więc może coś z tego będzie? Dodatkowo mam dużą ochotę na coś porterowego... zimno jak cholera się zrobiło na dworze.
Ah te wspomnienia i czar etykiet drukowanych w Witnicy. Birbant miał zawsze całkiem spoko grafika za pasem, ale problemem był papier i sposób jego naklejania (co widać po zmarszczonej etykiecie). Wąs jak zwykle na propsie, tak samo bokobrody. Piwo z początku wydaje się być czarne, ale wystarczy lekki prześwit i wychodzi jego brązowa natura. Przy mocnym oświetleniu wyskakują też rubinowe refleksy. O dziwo jest klarowne. Beżowa piana ładnie rośnie i trzyma się dzielnie. Pozostawia też całkiem spory lacing na szkle.
Nie miałem zbytnio wygórowanych oczekiwań co do aromatu. W końcu leżakowanie nie sprzyja żadnemu piwu w tej kwestii. Głównie dzięki temu pozytywnie się zaskoczyłem, gdy pociągając nosem poczułem coś w ogóle. Wyraźna kawa zbożowa, czekolada, delikatna paloność i odrobina karmelu, takiego przypalonego na patelni. Żadnych wad, czyste i przyjemne wąchanko.
Nie pamiętam już jak smakowała świeżynka, ale jestem jednego pewien: trochę ciałka uciekło. Wiadomo, ekstrakt od początku nie był za wysoki, ale i tak piwo wydaje się być mocno upośledzone w tej kwestii. Niekoniecznie jest to wada jeżeli mam być szczery. Pije się przyjemnie, nawet w temperaturze zbliżonej do pokojowej. Wysycenie jakieś też się utrzymało. Można rzec, że średnie. Smakowo mamy głównie kawę, z bardzo, ale to baaardzo delikatnym zbożowym zacięciem. Lekki popiół do tego i gorzka czekolada gdzieś mocno w tle. Goryczka wchodzi w to wszystko jakaś taka chorowita i nie daje rady zbytnio. Jest popiołowa z bardzo niewielkim udziałem ziół. Finisz za to dowala do pieca. Pamiętacie czego Was w szkole na religii uczyli? Że po śmierci pozostanie po nas tylko popiół. W tym przypadku jest to cholernie wyraźny popiół z domieszką kawy zbożowej. Alkoholu nie czuć w ogóle, no chyba, że każecie mi teraz kukułkę (jaskółkę?) zrobić. Żebyście mnie źle nie zrozumieli, to nie jest wina panów z Birbanta, że to piwo stało się dość... jednowymiarowe po leżakowaniu. Ot takie ryzyko w tym piwnicznym fachu.
----------
Styl: Double Robust Porter
Alk: 7,8% Obj.
Ekstrakt: 18,1° BLG.
IBU: 49
Skład: słód (karmelowy, pilzneński, monachijski, cafe light, biscuit, czekoladowy), chmiel (Tomahawk, Magnum, Fuggles, Challenger), drożdże US-05.
Do spożycia: 10.09.2015
Piłem na świeżo z pierwszej warki i bardzo dobrze wspominam
OdpowiedzUsuń